Puszka mielonki, litr mleka i ser topiony w listopadzie. W grudniu litr oleju i dwa mleka - pan Janusz wylicza produkty, jakie dostał w ramach wydawania żywności unijnej.
Wylicza i oblicza ich wartość. Około 15 złotych miesięcznie. - Tymczasem na sam dojazd po darmowe jedzenie i z powrotem wydaję 12,80 złotych - mówi bydgoszczanin. - Aż tyle, bo muszę z Błonia jechać dwoma autobusami, żeby dotrzeć do Starego Fordonu. Tam znajdują się magazyny żywności unijnej. Taką samą kwotę wydałbym na zakup jedzenia normalnie, w sklepie.
Koniec jazdy po towar
To pracownicy socjalni typują rodziny mające dostawać unijne dary.
Pan Janusz właśnie zrezygnował z otrzymywania takiego wsparcia.
- Złożyłem już pismo w ośrodku pomocy społecznej na Błoniu. Pracownice socjalne nic nie powiedziały. Przyjęły pismo i tyle - mówi podopieczny.
Renata Dębińska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, jednak się dziwi. - Pierwszy raz dochodzi do sytuacji, gdy podopieczny rezygnuje z otrzymywania darów unijnych.
Każdemu sprawiedliwie
Podopieczny z Błonia przyznaje natomiast, że gdyby magazyn znajdował się bliżej jego miejsca zamieszkania, albo gdyby jedzenia unijnego dostawał więcej, nie doszłoby do takiego finału.
- Rozdajemy takie ilości żywności, żeby wystarczyło dla wszystkich uprawnionych osób - zaznacza Tadeusz Motyl, szef Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej (ta organizacja rozprowadza dary na zlecenie MOPS). - Od początku roku do końca listopada rozdaliśmy ludziom artykuły spożywcze o wartości 2,7 milionów złotych. Miesięcznie zgłasza się po żywność około 10 tysięcy osób.
- Ja już nie - dodaje pan Janusz.
Czytaj e-wydanie »