Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoszcz. Pub wygrał z kościołem

Tekst i Fot. Adam Wilma [email protected] tel. 56 61 99 924
Dariusz Spławski: - Jesteśmy ofiarami przepisów, które miały nas chronić. Pub wygrał z kościołem
Dariusz Spławski: - Jesteśmy ofiarami przepisów, które miały nas chronić. Pub wygrał z kościołem
Bydgoscy baptyści nie mieliby problemu, ale postanowili modlić się i prowadzić działalność charytatywną. Zamiast sprzedawać wódkę. Pub wygrał z kościołem?

Parter w zrujnowanej kamienicy przy ul. Sienkiewicza, gdzie wcześniej mieścił się sklep monopolowy, wynajęli od ADM sześć lat temu. Ponure sąsiedztwo zaniedbanej dzielnicy ich nie przerażało: - Chcemy być wśród ludzi i ich problemów - mówi przewodniczący rady zboru Dariusz Spławski. - Z własnych pieniędzy odnowiliśmy wnętrze, naprawiliśmy podłogę tam, gdzie było klepisko, założyliśmy gazowe ogrzewanie.

Zapracowali na szacunek w okolicy - objęli opieką ludzi uzależnionych, a przed świętami Bożego Narodzenia rozdawali najbiedniejszym dzieciom z dzielnicy prezenty. W ubiegłym roku pisano o nich w całej Polsce, gdy rozdali niepełnosprawnym sto wózków inwalidzkich, kule i chodziki.

Wstrzymać roboty, bo pub wygrał z kościołem 

Któregoś dnia przyszła sąsiadka, właścicielka pubu po przeciwnej stronie ulicy.

- Poprosiła, żebym poświadczył jej na piśmie, że nasz lokal nie jest kaplicą. Nie mogłem czegoś takiego napisać, bo to byłaby nieprawda. Zresztą w umowie z ADM było napisane jak byk, że wynajmujemy "lokal z przeznaczeniem na kaplicę, miejsce spotkań oraz działalność charytatywno-opiekuńczą" - dodaje Spławski. - My nie występowaliśmy nigdy przeciw pubowi.

Pub wynajął prawnika i od tej pory rozpoczęły się problemy baptystów.

- Mój klient nie dostał koncesji na sprzedaż alkoholu tylko dlatego, że w sąsiedztwie przepisowych 70 metrów pojawiła się kaplica. Reguluje to ustawa o wychowaniu w trzeźwości - wyjaśnia mecenas Ewa Kempa. - To wielki cios finansowy dla kogoś, kto prowadzi pub i zainwestował w to przedsięwzięcie duże pieniądze. Przecież nie można od niego żądać, aby spisał wszystko na straty i się wyniósł. W końcu najpierw był tu pub, a dopiero później pojawiła się kaplica.

Ratunkiem dla pubu było więc podważenie legalności kaplicy. Przy ulicy Sienkiewicza pojawili się więc inspektorzy nadzoru budowlanego. Przeprowadzili oględziny, w trakcie których doszli do wniosku, że w pomieszczeniu na parterze kamienicy mieści się... kaplica baptystów (co nie wymagało szczególnego wysiłku, bo informację taką można odczytać z tablicy na zewnątrz) i orzekli, że Kościół prowadził "roboty budowlane" bez zgody organu.

- Oprócz odnowienia, likwidacji prowizorycznych przegrodzeń i wyrzucenia sklepowej lady nie prowadziliśmy żadnych robót - rozkłada ręce Spławski.

 

Lada zamiast kazalnicy

Powiatowy inspektor nakazał więc wstrzymać użytkowanie budynku, zabezpieczyć "teren budowy" i dostarczyć "projekt budowlany realizowanego zamierzenia" wraz z wszelkimi opiniami.

A gdy już papiery zostaną dostarczone, baptyści powinni przygotować 30 tys. złotych na legalizację swojej "samowoli".

Jeśli warunki nie zostaną spełnione, Kościół będzie musiał przywrócić poprzedni sposób użytkowania obiektu - poinformowali urzędnicy z inspektoratu.

 

- Nie mamy takich pieniędzy. Czyli co? Mamy wnieść z powrotem ladę sklepową zamiast kazalnicy i sprzedawać wódkę? - denerwuje się Spławski. - Przecież to jakaś paranoja!

Wojewódzki inspektor nadzoru nie pozostawił suchej nitki na kolegach z powiatu, dwukrotnie uznając za słuszne zażalenia Kościoła. Uznał między innymi, że nie ustalono, kto jest właścicielem, zabrakło też jakiejkolwiek analizy, z której wynikałoby, że w budynku przeprowadzono roboty budowlane.

Powiatowi inspektorzy znowu wzięli się do pracy, ale w Administracji Domów Miejskich nie było dokumentów, które wskazywałyby, co działo się w kamienicy wcześniej, próżno też szukać jakichkolwiek planów.

Spławski: - Dlaczego my, jako najemca, mamy zmieniać formę użytkowania, skoro wynajęliśmy te pomieszczenia na kaplicę? Owszem, czasami wpadali na nabożeństwo ludzie z siatkami butelek w rękach, ale przecież my nie mamy żadnych dokumentów na temat działalności wcześniejszych najemców, takie dokumenty powinien mieć ADM.

Chodzi o papier

W kolejnym postanowieniu inspektorzy przyjęli do wiadomości, że żadnej samowolki nie było. Poprzestali więc na zarzucie zmiany sposobu użytkowania. Tym razem znaleźli dowód. Choć nie zachowała się dokumentacja budynku, to po poprzednim najemcy ocalał kwit przeglądu instalacji elektrycznej, z którego wynika, że wcześniej mieścił się w nim sklep z alkoholem.

A zatem - według urzędników - sprawując kult religijny baptyści zmienili warunki bezpieczeństwa pożarowego, pracy, higieniczno-sanitarne oraz obciążenia.

Ale czy przepisy dotyczące sklepu i kaplicy różnią się od siebie?

- W zasadzie nie - przyznaje Zenon Zambrzycki, zastępca powiatowego inspektora. - Potrzebne są te same uzgodnienia.

- Więc chodzi tylko o papier z inną nazwą?

- W pewnym sensie tak. Organ samorządowy musi mieć papier.

Szkoła też miałaby problem

Bydgoska ADM uważa, że to baptyści powinni zadbać o powiadomienie urzędu:

- W umowie jest zapis, że najemca zobowiązał się używać lokalu zgodnie z zasadami określonymi przez odpowiednie organy państwowe, a to oznacza, że zgodnie z przepisami prawa budowlanego oraz decyzjami organów administracji budowlanej również - twierdzi Magdalena Marszałek, rzecznik ADM.

Zdaniem mecenas Kempy to ADM wprowadził w błąd baptystów, wynajmując im na kaplicę lokal położony w nieodpowiednim miejscu: - Gdyby ktoś chciał w tej kamienicy otworzyć szkołę, również miałby problemy ze względu na bliskość pubu.

- To przykre, zważywszy jak wiele dobrego dzieje się w tym miejscu - mówi Jola, osoba uzależniona, od dwóch lat związana Kościołem. - Jeszcze podczas terapii poznałam osobę z Bydgoszczy, która przyprowadziła mnie do zboru. Zawsze mogłam tu liczyć na pomoc. Wspaniale działa grupa wzajemnego wsparcia "Radość uzdrowienia". Również, gdy byłam w tarapatach finansowych, baptyści nigdy nie pozostawili mnie bez pomocy.

Mimo kolejnych zażaleń inspektor wojewódzki podtrzymał swoje postanowienie - baptyści muszą zapłacić 30 tysięcy, jeśli nadal będą chcieli modlić się i pomagać ubogim. Co innego, jeśli zechcą prowadzić handel.

Pastor Adam Gutsche z Torunia, który w Kościele baptystów zajmuje się sprawami nieruchomości uważa, że urzędnicy wykazali się zwykłą bezdusznością: - Przecież całą tę sprawę można było załatwić z korzyścią dla wszystkich, zwłaszcza że zbór baptystów nie do końca ponosi winę za to, co się stało. Do tego mamy tu niespójność w przepisach - z jednej strony prawo budowlane, z drugiej - uregulowania, które dają Kościołom swobodę, jeśli chodzi o miejsca zgromadzeń.

- W sprawie tej nie ma typowego konfliktu, kłótni pomiędzy sąsiadami, lecz obawa o stracone możliwości zarobkowania, czyli inaczej konflikt interesu - przyznaje Marek Jaworski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. - Jeżeli ADM rozwiąże umowę, to po prostu umorzymy postępowanie. - Nie mamy wyjścia, musimy rozwiązać umowę, zlikwidować kaplicę i szukać innego miejsca - mówi Dariusz Spławski. - Najgorsze jest to, że do tej pory sąsiedztwo żadnej ze stron nie przeszkadzało. Staliśmy się ofiarami przepisów, które teoretycznie miały nas chronić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska