Sala w Sądzie Okręgowym była wypełniona po brzegi. Pięciu Wietnamczykom wprowadzonym przez policjantów towarzyszyli znajomi i bliscy. Mężczyźni usiedli w pierwszej ławie, a tuż obok nich tłumacz.
Trzecia z kolei rozprawa w procesie trwała krótko. A to dlatego, że sąd nie zdołał się skontaktować ze kluczowym świadkiem. Na uzupełnieniu jego zeznań zależało obrońcom.
Przeczytaj także:Wietnamczycy uprawiali marihuanę w mieszkaniu i piwnicy [wideo]
- Mężczyzna miał przedłożyć faktury za wykonanie naprawy boilera w mieszkaniu w Inowrocławiu, gdzie mieszkała część oskarżonych - mówi mec. Krzysztof Olkiewicz.
Okazało się, że świadek nie odbierał telefonu. Sąd zdecydował zatem skontaktować się z nim listownie.
Dlaczego jest to istotne dla procesu? Obrona chce podważyć wiarygodność świadka w oczach sędziów. To właśnie ten mężczyzna, który wykonał usługę w mieszkaniu, podczas poprzedniej rozprawy złożył wyjaśnienia obciążające oskarżonych.
Sprawa miała swój początek w 2009 roku. Wtedy to w Nowej Wsi Wielkiej policja zatrzymała opla vectrę wyładowanego suszem z konopi. Było go około 60 kg. Śledczy po nitce do kłębka dotarli do plantacji marihuany w Inowrocławiu i w Bydgoszczy. To właśnie na bydgoskim Błoniu w czerwcu ubiegłego roku w piwnicy domu jednorodzinnego znaleziono ponad 1500 sadzonek konopi. Było tam też 15 kg suszu roślinnego przygotowanego do sprzedaży.
Część oskarżonych spędziła już w areszcie półtora roku. Więcej jutro w papierowym wydaniu Gazety Pomorskiej.
Czytaj e-wydanie »