W Spółdzielni Mieszkaniowej zadyma w radzie nadzorczej i komisji skrutacyjnej przybiera na sile. Do wczoraj nie wyjaśnił się konflikt między prezesem rady nadzorczej Spółdzielni Henrykiem Mollinem a przewodniczącą komisji skrutacyjnej Anną Jażdżewską. Przypomnijmy, Jażdżewska ani myśli podpisać się pod protokołem wyboru Pilackiego na prezesa.
Szalę spółdzielnianej paranoi przechyla Jacek Kowalik. - Mogę czuć się prezesem, tyle że nie w jego gabinecie - powiedział wczoraj "Pomorskiej". - Regulaminy spółdzielniane są jasne. Wybrano mnie na prezesa na podstawie regulaminu rady nadzorczej, który uchwaliło walne zgromadzenie.
Kowalik ma liczne zarzuty do rady nadzorczej, a w szczególności do jej szefa Henryka Mollina. - Wszystko miało się odtąd w Spółdzielni dziać przy otwartej kurtynie - komentuje. - W środę po ujawnionym w mediach wyborze prezesa, około 21.00, zadzwoniłem do pana Mollina, powiadomiłem go o moich wątpliwościach, co do prawidłowości jego wyboru.
Kowalik usłyszał, że wszystko przebiegło zgodnie z prawem, co oczywiście go nie usatysfakcjonowało. Teraz prostuje też wypowiedź przewodniczącego, że nie miał pięcioletniego doświadczenia na stanowisku samodzielnym. - Pracuję od września 1984 r., pełniłem różne funkcje, w tym wiceburmistrza Chojnic, które to stanowisko z pewnością jest kierownicze.
Mollin, prezes Damian Pilacki i zarząd nadal utrzymują, że wyboru prezesa dokonano zgodnie z prawem. W piątek organizują konferencję prasową, na której będzie radca prawny. Tymczasem pojawiły się głosy, że w Spółdzielni jest paraliż - nie ma uprawnionych do podpisywania dokumentów finansowych. Zapytaliśmy, czy Pilacki podpisuje przelewy? - Rada nadzorcza podjęła uchwałę o jego wyborze - odpowiada Mollin.