Nasz rozmówca przypomina, że kiedy idzie o ratowanie życia, każda minuta jest cenna dla pacjenta. Zwłaszcza jeśli chodzi o tych z zawałem serca.
Dziwi się, że nie tak dawno w naszym szpitalu otwarto nowy oddział kardiologii inwazyjnej, a pacjentów z zawałami serca, w stanach zagrożenia życia wozi się do Kościerzyny. A to jest 60 km do pokonania! W dodatku chojnicki oddział robi dokładnie te same zabiegi, co w Kościerzynie, mając nowocześniejszy sprzęt i pewnie lepszą opiekę.
- Wydaje mi się, że sprawa prędzej czy później wyląduje u ... prokuratora, tylko dlaczego ma ktoś przez czyjeś układziki stracić życie w karetce - pyta Czytelnik.
Nie bez znaczenia jest fakt, że wożenie pacjentów do Kościerzyny pozbawia szpital dochodów, a zainwestowane pieniądze na nowoczesny sprzęt pójdą na marne.
Tymczasem, jak wyjaśnia dyrektor Leszek Bonna, sytuacja wcale nie jest taka prosta. Kardiologia inwazyjna dyżuruje od poniedziałku do piątku do godz. 15, całodobowo zaś od wtorku do czwartku, a w pozostałe dni wozi faktycznie pacjentów do ośrodka, który ma dyżur. Dlaczego tak się dzieje?
- Bo mamy tylko dwóch lekarzy uprawnionych do samodzielnego wykonywania koronarografii - odpowiada Bonna. - Reszta dopiero się uczy.
A wymogi są takie, że lekarz musi wykonać kilkaset takich zabiegów, żeby uzyskać prawo do samodzielnego ich przeprowadzania. Lekarze z Chojnic są na etapie zdobywania tych doświadczeń i umiejętności.
- Sądzę, że w przyszłym roku będziemy gotowi do świadczenia tych usług bez konieczności wysyłania pacjentów gdzie indziej - dodaje Bonna.
Czytaj e-wydanie »