CHOJNICZANKA - LECHIA ZIELONA GÓRA 1:0 (1:0)
Bramka: Hajdamowicz (9).
CHOJNICZANKA: Baran - Mikołajczyk, Sierant, Jakosz, Atanacković, Matuszek, Parzy (64. Ziemak), Lenart, Trojanowski, Hajdamowicz (70. Gibczyński), Kaźmierowski (63. Kowal). Sędziował: Szymon Lizak (Wielkopolski ZPN). Widzów: 1000.
Przed meczem obie drużyny minutą ciszy uczciły pamięć zmarłego niedawno Zdzisława Koprowskiego, wieloletniego piłkarze i trenera Chojniczanki.
Mecz od początku toczył się do jednej bramki. Lechia, niczym niedawno w Lidze Mistrzów Real, postanowiła całą drużyną murować dostęp do pola karnego. Chojniczanka co prawda próbowała grać jak Barcelona, długo i dokładnie rozgrywając piłkę, ale zabrakło tego jednego piłkarza, który wziąłby sprawy w swoje... nogi i zapewnił spokojną wygraną.
Udane otwarcie
Pierwszy i - jak się okazało jedyny - gol wpadł w 9. minucie. Strzelił go głową Konrad Hajdamowicz, dla którego było to pierwsze trafienie w ligowym meczu dla drużyny z Chojnic.
Kolejne minuty upłynęły na ciągłych atakach gospodarzy, ale klarowne sytuacje stworzyli oni sobie dopiero w ostatnim kwadransie. W 30. min. ładnie strzelił Aleksandar Atanacković, piłkę obronił bramkarz Lechii, ale po dobitce Roberta Sieranta ta wpadła do siatki. Sędziowie gwizdnęli jednak spalonego.
Minutę później ładnie uderzył Michał Mikołajczyk, ale znów obronną ręką wyszedł z opałów bramkarz Lechii. Goście stworzyli tylko jedną akcję w 42. min, lecz na posterunku był w akcji sam na sam Krzysztof Baran. W 45. min. sędzia Szymon Lizak nie uznał drugiej bramki dla Chojniczanki, bowiem znów - zdaniem asystenta - strzelający Konrad Hajdamo-wicz był na spalonym
Kibice zaczęli gwizdać
Druga połowa to już festiwal niewykorzystanych sytuacji. W 75. minucie Marcin Troja-nowski z dwóch metrów nie trafił z głowy do bramki, minutę później "Trojan" strzelił w poprzeczkę, a dobijający z 10 metrów Sławomir Ziemak nie potrafił wpakować piłki do pustej bramki. W doliczonym czasie gry kibice gospodarzy nie wytrzymali. Po kolejnych zmarnowanych stuprocentowych sytuacjach Ziemaka i Kowala, którzy z dogodnych sytuacji nawet nie trafili w światło bramki, kibice zaczęli gwizdać i opuszczać stadion. I nie mieli pretensji o styl gry, a o nudne już marnowanie znakomitych sytuacji.
Końcówkę meczu z boku obserwował w garniturze Tomasz Pestka, który tego dnia wziął ślub z Justyną. - Cieszę się, że chłopacy zrobili mi prezent i wygrali, ale nie rozumiem, jak my nie możemy wykorzystać takich sytuacji - powiedział Pestka.
Zadowolony z wyniku był chyba tylko ... trener Lechii Tomasz Trubiłowicz, który otwarcie przyznał, że to najniższy wymiar kary, który spotkał jego drużynę w Chojnicach i gdyby przegrali 0:5, też by musiał się z tym pogodzić.
- Trener gości powiedział wszystko - mogliśmy wygrać ten mecz wysoko. Piłkarze stworzyli mnóstwo sytuacji, ale co z tego, skoro nie strzelamy bramek. To siedzi w głowach napastników, bo oni potrafią strzelać gole, co pokazali w poprzednich drużynach. Zmienianie składów nic nie da, musimy cierpliwie czekać, bo w piłce tak jest, że jak są sytuacje, to przyjdzie kiedyś przełamanie i będą bramki - powiedział Grzegorz Kapica, trener Chojniczanki.