Ufffffffffffffff - odetchnął z ulgą jeden z funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, kiedy Bronisław Komorowski wsiadł do opancerzonej limuzyny i odjechał z Błoni Nadwiślańskich, kończąc wczoraj swoją wizytę w Grudziądzu.
"Borowikom" zrobiło się naprawdę gorąco, bo chwilę wcześniej prezydent spontanicznie rozmawiał z rozgoryczonymi rolnikami. Gospodarze, korzystając z jego przyjazdu, ściśle obstąpili Komorowskiego i przedstawiali swoje problemy. Rozwiesili transparent "Samoobrony", zablokowali dojście do konwoju prezydenckich pojazdów i ciągnęli za język głowę państwa najdłużej jak tylko mogli.
A funkcjonariusze BOR-u wymieniali nerwowo spojrzenia, co chwilę konsultowali się przez radio. Wyglądali raczej na lekko poirytowanych. Nic dziwnego. Bo mając w pamięci incydent z jajkiem na Ukrainie i biorąc pod uwagę to, że rolnicy takiej "broni" mają pod dostatkiem, zagrożenie było realne.
Czytaj: Rowerem przejedziemy 1500 kilometrów. Prezydent Komorowski chce oddać wały rowerzystom [wideo]
Ochrona prezydenta - właściwie podczas całej wizyty - nie wyglądała najlepiej. Zauważyli to sami mieszkańcy. - Spodziewaliśmy się bardziej skrupulatnego przeszukania - żartowali rowerzyści, którzy podobnie jak rolnicy mieli bardzo bliski kontakt z prezydentem. - Jeśli mamy być szczerzy, to słabo nas sprawdzono. Kazali nam tylko pokazać aparaty fotograficzne. Ale nie zaglądali na przykład... do toreb, które mamy przywieszone do rowerów. Z powodzeniem moglibyśmy tam umieścić niebezpieczne przedmioty. Nie tylko jajka.
Czytaj: Protest w Grudziądzu. Rolnicy: - Nie będziemy polować na prezydenta
Więcej o wizycie prezydenta Bronisława Komorowskiego w regionie w papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej". Zapraszamy również do zakupu e-wydania. Możesz ściągnąć też naszą gazetę na iPada.
Czytaj e-wydanie »