https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

CZERSK Wyleciał za aferę czy samodzielność? Wracamy do odwołania Krzysztofa Gradowskiego

ANNA KLAMAN
Krzysztof Gradowski nie chce komentować swojego odwołania
Krzysztof Gradowski nie chce komentować swojego odwołania FOT. ALEKSANDER KNITTER
Nie milkną komentarze po decyzji burmistrza Marka Jankowskiego w sprawie zwolnienia kierownika domu kultury Krzysztofa Gradowskiego.

Od początku tygodnia Krzysztof Gradowski nie jest już szefem czerskiego domu kultury. Oficjalny powód? Kierownik ponoć zawierał umowy najmu bez podawania kwot czynszów, nie wystawiał faktur VAT za wynajem pomieszczeń i przyjmował od najemców darowizny zamiast czynszu. Do czasu wyboru nowego kierownika, placówką kierować będzie Emilia Rekowska. Krzysztof Gradowski nie chce rozmawiać z prasą, ale liczne głosy w jego obronie nie milkną. Sporo osób z nim współpracujących nie wierzy w zarzuty, zauważają, że ma opinię człowieka na wskroś uczciwego. - Stwierdzenie burmistrza, że niektóre z darowizn nie były nawet potwierdzone na piśmie to rzucenie oskarżenia, że brał pieniądze do własnej kieszeni - mówi jeden z rozmówców. - Znam Krzysztofa osobiście i nie ma bardziej uczciwego człowieka na świecie. Jestem przekonany, że nie zawinił. Nie wyobrażam sobie, by ośrodek kultury funkcjonował pod innym kierownictwem.
- Panie burmistrzu, jak nabroił, to do sądu, a jak nie, to przeprosiny - mówi kto inny. - Za pana Krzysztofa trzymam kciuki, by wyszedł z tego cało.
Burmistrz Marek Jankowski nie zamierza jednak zmieniać decyzji. - Na pewno jej nie cofnę - mówi.
O co poszło? O 50 zł odsetek od niezapłaconego podatku VAT za 2008 r., które po kontroli z maja ub.r. Gradowski sam wpłacił do skarbówki. Były pochodną czterech wesel w domu kultury (darowizna zamiast rachunku za wynajem spowodowała różnicę). Pojawiają się też głosy, że tak Gradowskiemu podziękowano za wykrycie i upublicznienie afery kasy pracowników oświaty (brakowało ponad 100 tys. zł). Gdy Gradowski zostawał przewodniczącym nowego zarządu, nie wiedział, że w kasie jest manko. Dopiero gdy domagał się od poprzedniego zarządu pełnej dokumentacji, wyszło szydło z worka. Gdyby m.in. nie jego dociekliwość, wiceburmistrz Jan Gliszczyński tak szybko by nie pojechał do prokuratora powiadomić o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez kasjerkę Iwonę K.
- Te sprawy nie mają żadnego związku - mówi dziś burmistrz Marek Jankowski. - Zapewniam, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
Pojawiają się też przypuszczania, że burmistrzowi nie podobało się, że kierownik zatrudnił do biblioteki trzecią pracownicę (3/4 etatu). - To nie była przyczyna, choć kierownik powinien sprawdzić, czy na zatrudnienie ma pieniądze w budżecie - mówi Jankowski.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska