Czersk-Chojnice. Nie odpalił. Wjechał w zaspę?

- To przecież nie są jeszcze solidne mrozy, mamy przecież tylko osiem stopni poniżej zera - komentuje "Pomorskiej" jedna z czekających na feralny kurs. - Musze dojechać do pracy. Co powiem pracodawcy? Jak się wytłumaczyć?

Inna z pasażerek po pół godzinie oczekiwania na autobus zadzwoniła na informację PKS-u. Okazało się, że odbierająca telefon nie miała o opóźnieniu zielonego pojęcia. - Kierowca nie kontaktował się z nami - usłyszała. - Autobus powinien jechać zgodnie z rozkładem. Proszę jeszcze poczekać.
Po kolejnych dziesięciu minutach telefon informacji był ciągle zajęty. Nie było mowy, by dowiedzieć się czegoś więcej. Czy czekać? Czy przyjść na kolejny autobus? Ostatecznie część z podróżnych zrezygnowała, a część została na przystanku. - Poszłam do domu, by wypić coś ciepłego, gdy wróciłam pozostali jeszcze czekali. Okazało się, że feralny autobus nie dotarł.

Po kilku telefonach udało się nam wczoraj skontaktować z Marleną Milachowską, dyrektorem ds. przewozów pasażerskich w PKS Chojnice. - Nic nie wiem o tej sytuacji - odpowiedziała. - Muszę najpierw sprawdzić, czy Państwa informacja jest prawdziwa. Proszę zadzwonić później. Postaram się wysłać maila.

Dzwoniliśmy, sprawdzaliśmy też skrzynkę mailową, ale wszystko na nic. Milachowska była już dla "Pomorskiej" nieosiągalna. Próbowaliśmy też dzwonić do informacji spółki. Na darmo. Słuchawki nikt nie podnosił.