Do zdarzenia doszło na os. Leśnym. Na alarmowy numer 112 zadzwoniło małe dziecko. Powiedziało, że bliska osoba potrzebuje pomocy, podało adres i rozłączyło się. Dyspozytor do bloku przy ul. Cisowej wysłał ekipę karetki pogotowia ratunkowego i policję. W tym czasie próbowano skontaktować się z dzieckiem, ale nie odbierało telefonu.
Lekarz Robert Górski pukał do drzwi mieszkania na pierwszym piętrze. Nikt nie otwierał i nie odzywał się. Okazało się, że to mieszkanie wynajmowane. Sąsiedzi mówili, że nie ma z lokatorami żadnych kłopotów. Nie wiedzieli też nic o ewentualnych problemach zdrowotnych osób z mieszkania. Cenny czas uciekał.
Na miejsce została wezwana straż pożarna. Strażacy mieli pomóc medykom sprawdzić czy w mieszkaniu nie przebywa osoba potrzebująca pomocy. – Wiedziałem, że samochód z drabiną akurat w tamto miejsce nie podjedzie – mówi R. Górski. Nie zmieściłby się. Zanim strażacy podbiegliby z drabiną przenośną upłynęłoby zbyt dużo cennego czasu.
Lekarz czekając na strażaków pobiegł na tył bloku. Tam zauważył otwarte drzwi balkonowe do mieszkania, do którego wezwano pomoc. Wszedł po balkonie i kracie na górę, i dostał się do mieszkania. – W środku zobaczyłem leżącego na kanapie nieprzytomnego człowieka – opowiada R. Górski.
Mężczyzna był już siny z niedotlenienia. Nie było z nim żadnego kontaktu.
Po otwarciu od środka drzwi do mieszkania wbiegli medycy ze sprzętem do ratowania życia. Po chwili ratownicy zobaczyli 4-latkę. – Dziecko było wystraszone, schowało się w pokoju, bo bało się otworzyć obcym drzwi. Zajęliśmy się dziewczynką i przekazaliśmy pod opiekę strażakom – opowiada R. Górski.
To ona zadzwoniła po pomoc na alarmowy numer 112.
Nieprzytomny mężczyzna został zabrany ambulansem do szpitala. Po diagnostyce w szpitalnym oddziale ratunkowym został przekazany do oddziału intensywnej opieki medycznej.