Czwórka dzieci w wieku 6-11 lat (dwóch młodszych chłopców i dwie dziewczynki) mieszkają w Grucznie razem z mamą i jej konkubentem w domu socjalnym.
Pod koniec listopada na wniosek i po interwencji szkoły w Grucznie, do której uczęszczały dzieci, cała czwórka została zabrana do rodzin zastępczych.
Jak wyjaśniają pracownicy szkoły, dzieci były spokojne, nie oponowały, po tym jak dowiedziały się, że nie wrócą do domu, ale do innych rodzin nie były z tego niezadowolone.
Jak twierdzą anonimowo świadkowie, nawet wydawały się cieszyć z tej decyzji. Jak słyszymy w reportażu, podobno jedno z dzieci pytało, czy może w tym "nowym" domu zostać na dłużej.
Ale nie mogły. Zaraz następnego dnia sąd zdecydował, że dzieci mają wrócić do rodzinnego domu. Dlaczego? Uzasadnienia nie ma ponieważ zostaje ono przygotowane tylko na wniosek stron postępowania.
Decyzja ta zaskoczyła sąsiadów, którzy, jak opowiadają w reportażu TVN słyszeli, jak konkubent matki wulgarnie wyraża się nie tylko w stosunku do sąsiadów, ale i samych dzieci. Nie spodobała się również świeckiemu OPS, który złożył zażalenie na postanowienie sądu.
Kierownik OPS, Marzenę Barc, dziwi, że zdaniem sądu nie ma zagrożenia dla życia i zdrowia dzieci. Pyta, co musi się wydarzyć, by takie zagrożenie zobaczyć. czy dziecko musi stanąć na parapecie okna by z niego skoczyć?
Matka dzieci ma kuratora i asystenta rodziny.
