Nasza Czytelniczka 28 sierpnia tego roku zapłaciła w salonie zaliczkę za wersalkę o wdzięcznej nazwie "Daria". - Nie kupiłam jej od razu, bo wersalka tego typu, znajdująca się w sklepie, była poważnie uszkodzona - mówi kobieta. - Dlatego sprzedawca zamówił taki sam rodzaj u producenta.
W dniu, kiedy wersalkę dostarczono do domu klientki, rozpoczęła się, jak ona to określa, gehenna. - Kanapa była szczelnie owinięta folią, więc poprosiłam, żeby ją sprawdzono - relacjonuje kobieta. - Tak na wszelki wypadek. Nie chciałam przecież kupić kota w worku.
Sprzedawca, który dostarczył kanapę, nie chciał sprawdzić towaru. - Zapłaciłam za mebel, ale, niestety, po zdjęciu folii okazało się, że przywieziona wersalka jest... bublem! - twierdzi włocławianka. - Złożyłam reklamację w salonie, w którym ja kupiłam. Zażądałam całkowitej wymiany wersalki, bo po co mi mebel z poważną wadą?
Zobacz także: Fuszerka na czerskiej berlince? Nasz informator: "Asfalt został "przewałowany" i jest ryzyko, że będzie kruszeć"
Ale w sklepie powiedziano jej, że sprzedający nie ma nic wspólnego z tą wadą i trzeba zwrócić się do producenta. Co też zrobiła. Przedstawiciel producenta pojawił się w mieszkaniu włocławianki i stwierdził, że na miejscu sprzętu nie da się naprawić i zabrał go do firmy. I firma milczy do tej pory...
- Konsumentka zawarła umowę sprzedaży ze sklepem meblowym - mówi Krystyna Watkowska, miejski rzecznik konsumenta. - Tam też złożyła reklamację z tytułu niezgodności towaru z umową. Wszelkich roszczeń klientka powinna dochodzić więc od sprzedawcy.
Ustawa nakłada również obowiązek ustosunkowania się sprzedawcy do żądania konsumenta w terminie 14 dni. - Czyli w przypadku, jeśli w tym terminie sprzedawca nie poinformował konsumentki czy będzie wymiana, czy też nie, to znaczy, że uznał reklamację za uzasadnioną - mówi rzeczniczka.
Do tej sprawy jeszcze wrócimy, aby poinformować o jej przebiegu.
Czytaj e-wydanie »