Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom dzieci już po domu dziecka - zanim założą rodzinne gniazdka

Katarzyna Piojda
- Tu się da normalnie żyć, tak spokojnie i bezpiecznie - przyznają wychowankowie z mieszkania usamodzielnienia w Fordonie
- Tu się da normalnie żyć, tak spokojnie i bezpiecznie - przyznają wychowankowie z mieszkania usamodzielnienia w Fordonie Jarosław Pruss
- Dzisiaj ja mam dyżur w mieszkaniu - mówi Maciej. Dom nie jest zwyczajny. Bo i niezwykłe są historie lokatorów. Duży człowiek małemu człowiekowi zgotował ten los. I dlatego mały trafił tutaj.

Kieszonkowe to 20 złotych miesięcznie. Wychowankowie dostają też pieniądze na zakupy czy inne potrzebne rzeczy, ale później muszą pokazać faktury za towar.

Mieszkanie znajduje się w zasobach Bydgoskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego a kilkaset metrów dalej, w dopiero co oddanym bloku, jest kolejne takie, które BTBS przeznaczyło dla następnych wychowanków. Nowi mali lokatorzy wprowadzą się tutaj pewnie jeszcze przed feriami.

Mieszkanie w nowym bloku. W Fordonie - też nowym - w Bydgoszczy. Z zewnątrz wygląda, jak każde inne. Wchodzisz i wiesz, że jednak jest inne niż to sąsiadów.

Na 105 metrach (połączone dwa mieszkania) są cztery pokoje, kuchnia. I dwie łazienki. Jedna damska, druga męska. Normalnie podziału by nie było, ale to mieszkanie usamodzielnienia. Tutaj przebywają dzieciaki, które nie mogą mieszkać z prawdziwymi rodzicami. Bo w domu rodzinnym było, krótko mówiąc, źle.

Przygotowanie do dorosłości

Małolaty za sobą mają przymusowe podróże po domach dziecka czy innych placówkach opiekuńczo-wychowawczych. A przed sobą - drogę do dorosłego życia. Oby była usłana różami. Mieszkanie usamodzielnienia to przygotowanie do życia na własny rachunek.
Dziewięcioro dzieci (w tym dwa rodzeństwa), a porządek, jakby jedynak tu mieszkał. Jest sześć dziewczyn. Najmłodsza to 11-letnia Sandra. Najstarsza - 19-letnia Hania. Chłopaków jest trzech: dwóch 17-latków plus 13-latek.

Godzina 16. Teraz w domu jest czworo wychowanków. Pozostali są w szkole albo z niej wracają.

W każdym kolorowym pokoju mieszkają po trzy osoby. Dwa pokoje są zajęte przez dziewczyny. Jeden jest chłopaków.

Łóżka piętrowe. Po dwa takie stoją, więc w każdym pokoju czwarte łóżko jest wolne. Nigdy nie wiadomo, czy jakieś nowe dziecko nie zostanie tu skierowane.

- Dzisiaj ja mam dyżur - przyznaje Maciej, 17-latek. - Obrałem ziemniaki. Pomogłem smażyć kotlety i surówkę zrobić. Po jedzeniu pomyłem wszystkie naczynia. Łazienkę jeszcze muszę ogarnąć. To znaczy: tę męską, bo damską to już dziewczyna, która po mnie przejmie dyżur.

Maciej z Zosią, o rok starszą siostrą, trafili do tego mieszkania. Gdyby mieli na mapie zaznaczyć punkty, w których mieszkali, dużo tego by było. Tutaj są ponad trzy lata. I nie narzekają. - Sąsiedzi wiedzą, ale w szkole nie chwalimy się, gdzie mieszkamy - zaznacza Maciej. - Mówimy, że w Fordonie. Wystarczy. Tylko dwóch kumpli wie, co to za mieszkanie. To akurat koledzy, którzy też są w takich placówkach. Gdyby inni się dowiedzieli, byłyby może ploty albo jakieś głupie docinki. Po co by nam to było?

"Po co by nam to było?" zastanawia się też Zosia, gdy pytam, czy chcieliby wrócić do domu rodzinnego. - Nieeeee - odpowiada Maciej. - Ojciec gdzieś na Śląsku żyje, a mama w Bydgoszczy, z naszym starszym bratem. On ma 23 lata i chciał z nią zostać. My nie chcieliśmy.
Zosia: - Mama mieszka w złych warunkach, ale to byśmy znieśli. Tam spokoju nie było. A tutaj jest spokojnie i bezpiecznie.

Już za zakrętem

Wszystkie dzieci mają podobną, smutną przeszłość, ale pod nowym adresem odzyskują wiarę w siebie. Nawiązują przyjaźnie. Na przykład najlepszym kolegą Macieja jest jego współlokator, niepełnosprawny Daniel.

Sandra, ta najmłodsza, cieszy się, że będzie o niej w gazecie. - Mogłabym podać swoje nazwisko? - pyta w pierwszej chwili.
Nie. Lepiej nie, bo jak biologiczni rodzice przeczytają, mogą być źli.
- Wcześniej mieszkałam w pogotowiu opiekuńczym - opowiada Sandra. - Pani Marzenka, pedagog, powiedziała mi, że mogę tutaj zamieszkać. No i jestem od września.

Jak jej tutaj jest? - No, normalnie - odpowiada dziewczynka. - Chodzę do normalnej podstawówki, do piątej klasy już. Jeżdżę normalnym autobusem.

Karolina jest o rok starsza, ale sama do szkoły jeździć nie może. Opiekun prawny nie zezwala, więc wychowawcy muszą ją dowozić. Dziewczynka chodzi do szkoły specjalnej. - Wie pani, że ja nie mam żadnej koleżanki w klasie?
- Dlaczego nie masz?
- Bo uczę się tylko ja i pięciu chłopaków. Taką małą klasę mamy.

Marzenia dzieciaki też mają.
- Zostanę murarzem i będę miał dobrą pracę - zapowiada Maciej. - Chciałbym dalej uprawiać sport i zdobywać następne medale. Rodzinę też założę. Normalną.
- Będę pracowała w branży spożywczej - dodaje Zosia. O rodzinie też wspomina.
Sandra ma dylemat: będzie kucharką albo piosenkarką.
Tylko Karolina jest cicho.
- Jakie masz marzenia? - pytam.
- Nie wiem. Nie mam. Już nie mam.

Nowy etap

Z dziećmi zawsze jest wychowawca, a jak trzeba, to dwóch. Mieszkańcy mogą jeździć do swoich rodzinnych domów. Krewni mogą też odwiedzać dzieci. Rzadko to jednak robią.

Gdy wychowanek jest pełnoletni i skończy szkołę, wyprowadza się. Hania, ta najstarsza, za parę tygodni spakuje walizki. Miasto przyznało jej mieszkanie. Dziewczyna dostanie maksymalnie 6 tysięcy złotych na meble i wyposażenie plus 1500 złotych na inne wydatki. Na dobry start.
- Hania sobie poradzi - ocenia Marian Sabatowicz, wychowawca w mieszkaniu usamodzielnienia. - Ma dobry zawód i przede wszystkim głowę na karku.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska