Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom samopomocy "Arkadia" odmienia życie niepełnosprawnych intelektualnie

Joanna Grzegorzewska [email protected]
Adasia cieszy każda chwila spędzona w Środowiskowym Domu Samopomocy "Arkadia” w Gądeczu
Adasia cieszy każda chwila spędzona w Środowiskowym Domu Samopomocy "Arkadia” w Gądeczu fot. Tomek Czachorowski
Środowiskowy Dom Samopomocy "Arkadia" w Gądeczu przynosi radość i uśmiech swoim podopiecznym. Spędzają tam czas osoby niepełnosprawne intelektualnie, z zaburzeniami.

Co jest najważniejsze w życiu? Świadomość, że ktoś na ciebie czeka, że chce cię przytulić, zapytać "co słychać".

Ta świadomość jest ważna szczególnie rano, kiedy się budzisz. Otwierasz oczy i myślisz: "tam, parę kilometrów od domu, jest Andrzej, Gerard, Zbyszek, Dorota, Marta i Michał. Czekają na mnie z herbatą. Razem z panią Asią przygotujemy kanapki, zjemy ciasto. Zrobimy ramę do obrazków, które namalowała Danka - nasz dobry duszek, a wyplecione wczoraj koszyki pochwali pan Leszek. I pewnie pani Kasia znowu poprosi, byśmy jej tak ładnie zaśpiewali, jak wtedy przy ognisku, kiedy wszyscy się spotkali, piekli kiełbaski, a babcia Helena grała na akordeonie. Tak, to ma sens! - myślisz i...
I pozwalasz uśmiechowi swobodnie rozgościć się na twarzy.
I wstajesz z łóżka.
Radośnie.

Z taką samą radością myjesz zęby, ubierasz czystą koszulę, kurtkę i czasami nawet kwadrans za wcześnie wybiegasz (a jeśli siły na to nie pozwalają - drepczesz) w stronę furtki, przystanku autobusowego. I czekasz. I patrzysz na zegarek, czy aby Oni się nie spóźniają, czy nie zapomnieli, nie zabłądzili, choć to niemożliwe. Aż przyjeżdża bus, który porywa cię w stronę arkadii, krainy szczęśliwości, beztroski, spokoju i wiecznego uśmiechu.
- Dla tych ludzi, dla wszystkich naszych podopiecznych, najważniejsze jest być wśród ludzi, by czuć się potrzebnym - mówi Roma Makowska, psycholog ze Środowiskowego Domu Samopomocy "Arkadia" w Gądeczu.

Zapach przyjemności

"Arkadia", Gądecz. Z piętnaście kilometrów od Bydgoszczy, gmina Dobrcz. Dzienny dom pobytu dla osób niepełnosprawnych intelektualnie, z zaburzeniami.

Codziennie - od 7.30 do 15.30 - wydobywać przyjemność z każdej godziny życia uczy się trzydzieści osób. Mają od 18 do 70 lat. Przyjeżdżają tu z Dobrcza, Osielska, Trzeciewca, Borówna, Kotomierza i paru innych gminnych wsi. Wyłuskiwać sens życia pomagają im instruktorzy (pięciu), psycholog, psychiatra.
I robią to podczas spotkań, wycieczek, zawodów sportowych i specjalistycznych warsztatów.
- Niektórzy z nich nie potrafili zrobić sobie kanapki, nie mówiąc o zupie, kluskach czy kotlecie - mówi Asia Joppek, instruktorka w pracowni kulinarnej.
- Inni nie wiedzieli, jak korzystać z toalety, do czego służy pralka, lodówka - dodaje Lechosław Brzozowski, kierownik placówki.
Teraz wiedzą.

Ale nie tylko to, że chleb przed zjedzeniem można posmarować masłem, że należy zmieniać bieliznę i myć zęby. Nie - oni jeszcze wyszywają, malują - na płótnie, szkle, na drewnie; kleją, heblują, zbijają, budują. I są szczęśliwi.

Pracownia stolarsko-ogrodnicza (pełno tu drewna, sklejek, skomplikowanych stolarskich narzędzi). Michał jest mistrzem wypalanek w drewnie, nikt tak jak Gerard nie potrafi wycinać w sklejce drobnych, ozdobnych elementów, a Zbyszek... Na honorowym miejscu w pracowni puszy się zamek wielkości dużego dziecka. Koronkowa robota: wieżyczki, okienka, mur obronny.

- Zrobiłem go sam! Zupełnie sam! - mówi z dumą Zbyszek. - Zamek jest z trzciny, nazbierałem jej nad stawem, koło domu.
- Pewnie to budowanie długo trwało - zgaduję.
- Skąd! Tylko pięć dni. Ale ładny jest, prawda?
Ładny. Idziemy dalej. Zaglądamy do pracowni kulinarnej i gospodarstwa domowego (pięknie pachnie pieczone właśnie ciasto), do pracowni multimedialnej (przy komputerze pracuje poruszająca się na wózku Marta); rękodzieła i plastyki (prawdziwą perełką jest tu Danka, która ze sznurków i papieru robi prawdziwe cuda, nie mówiąc już o jej obrazach, które potrafią zaczarować każdego).

Zajączek z gazety

Zaglądamy do jeszcze jednej pracowni. Pracowni kroju i szycia. Pełno tu zajączków, koszyków, jaj wielkanocnych, palemek, baranków, kurczaczków. Większość z nich wygląda jakby była zrobiona... z wikliny? - Nie! - śmieje się Adaś (Adaś ma zespół Downa) - to wszystko jest z papieru!
- Ale jak z wikliny wyplatane - tłumaczy Kasia Kotowicz, instruktorka. - "Przepis" na takie wyplatanki znalazłyśmy z koleżankami w internecie.
- To łatwe - tłumaczy Andrzej. Na patyczek nawija kawałek gazety, skręca go, skleja, zsuwa z patyczka i tak przygotowany rulonik podaje Krysi, a ta - robiąc spód od koszyka - łączy go z innymi, jakby w rękach miała wiklinę. Obok Krysi siedzi babcia Henia (akordeonistka amatorka), dalej Helena hafciarka, jeszcze dalej...

- Dopóki wystarczy mi sił, będę przychodziła tu codziennie - mówi babcia Henia. - Mam 78 lat, a dopiero niedawno odkryłam, że mam dryg do haftu! Zresztą, co mam robić innego? Siedzieć sama w czterech ścianach? Samotność i nuda to koniec końca. Wierzcie mi.
Wierzymy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska