Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dorota Sumińska: Kochamy zwierzęta miłością płytką i powierzchowną

Sylwia Hejno
Dorota Sumińska
Dorota Sumińska Adam Guz/Polska Press
- Nasz świat jest zbudowany na wykorzystywaniu zwierząt, często w okrutny sposób. Nic więc dziwnego, że jesteśmy przyzwyczajeni do takiego traktowania również tych, które nazywamy swoimi przyjaciółmi - mówi lek. weterynarii i publicystka Dorota Sumińska.

Wyobraźmy sobie, że za trzy lata od tego momentu schroniska byłyby puste. To utopia czy jest to do zrobienia?
Jest to całkowicie do zrobienia, wystarczy trochę dobrej woli z różnych stron. Ważne są zmiany w naszym myśleniu, ale to się nie stanie od razu, zakładanie, że zmienimy z dnia na dzień naszą postawę, to by była utopia. Realnie wystarczyłoby, aby włodarze gmin zastanowili się nad oszczędnościami. Gdyby przeznaczyli pieniądze na wykastrowanie zwierząt w swoich gminach, to w bardzo krótkim czasie powstałyby z tego ogromne oszczędności. Gminy nie ponosiłyby takich wydatków, jakie ponoszą w tej chwili. Oczywiście straciłyby na tym te osoby, które czerpią zysk z prowadzenia schronisk. Bardzo źle się stało, że w naszym kraju taka praktyka jest możliwa. Źle się również stało, że hycel może zarabiać fortunę.

Co robić?
Nie dostarczać nowych psów i kotów do schronisk, a żeby ich nie dostarczać, należy je kastrować. Dotyczy to w szczególności zwierząt na prowincji.

Połowa gmin nie zachęca do tego mieszkańców, niektóre nie zlecają kastracji schroniskom, to dane NIK.
Doskonale wiem jak to wygląda, bo sama mam psy ze schronisk. Dopóki to się nie zmieni, nawet nie mamy co liczyć na to, że los zwierząt się poprawi. Gdyby wszystkie gminy w Polsce postawiły na intensywne sterylizacje, to, zapewniam, w ciągu trzech lat udałoby się zmniejszyć ilość bezdomnych zwierząt do minimalnego poziomu, co dałoby możliwość o wiele lepszej opieki.

Ile jest faktycznie bezdomnych zwierząt? Oficjalne dane mówią o stu tysiącach, szacunkowe o trzech milionach.
Zdecydowanie trzy miliony, albo i nawet więcej. Liczba stu tysięcy jest fikcją, dotyczy wyłącznie zwierząt, które są w schroniskach. Jest cały tabun takich, które przebywają w przytuliskach czy innych placówkach, które nie są oficjalnie schroniskami. Do tego dochodzi ogrom tych, które egzystują na własną rękę oraz tych znajdujących się pod opieką przeróżnych fundacji. Oficjalne dane kompletnie nijak się mają do skali problemu.

Co się dzieje z psychiką zwierzęcia, które zostaje zamknięte w schronisku-molochu?
Dokładnie to samo, co stałoby się z moją czy pani psychiką, gdybyśmy trafiły do obozu koncentracyjnego.

Media społecznościowe obiegło zdjęcie z jednego z zachodnich schronisk: na korytarzu leżały dziesiątki psów poddanych eutanazji z powodu przepełnienia. Niektórzy sugerowali, że może to bardziej humanitarne rozwiązanie, inni pisali, że już lepiej gdy psy się wałęsają po ulicach.
Nonsens, najlepiej by było, żeby one się w ogóle nie urodziły! Bardzo wiele krajów ma taką politykę, że uśmiercają "nadwyżki". Dlatego, powtarzam to od lat, "kastrowanie bezdomności", nie jest tylko hasłem, to jedyne humanitarne rozwiązanie, aby zwierzęta przestały wreszcie cierpieć. Ten tłum zwierząt, który leżał martwy na korytarzu i tak nas poruszył, urodził się przez nas! Sumienie i zdrowy rozsądek powinny nam przecież podpowiedzieć, że lepiej żadnego zwierzęcia nie skazywać na taki los.

Z czego wynika nasza niechęć przed adoptowaniem zwierząt?
Powiem szczerze, że w dzisiejszej dobie, to nie wiem. Albo powiem inaczej: niby wiem, ale jest to dla mnie kompletnie nie do zaakceptowania – z głupoty, z niewiedzy i z bezduszności. Nie ma tu żadnych obiektywnych powodów. Dopóki jest tyle bezdomnych zwierząt, ile jest, nie mamy moralnego prawa rozmnożyć choćby jednego psa czy kota więcej. Mamy w pierwszej kolejności obowiązki wobec tych zwierząt, które już tu są.

"Sterylizowanie to okaleczanie zwierzęcia na całe życie" – uważają osoby, które są przeciwne temu zabiegowi.
Okaleczanie to generowanie ras, które są nieprzystosowane do funkcjonowania, które chorują. To modne buldożki, ale i rasy ogromne, albo bardzo zminiaturyzowane. Większość życia cierpią na cały szereg dolegliwości - i to jest okaleczanie. Okaleczaniem są też doświadczenia czy zadawanie cierpienia. Natomiast usunięcie gruczołów rozrodczych w czasie, gdy panuje cisza hormonalna nim nie jest. Oczywiście jest to zabieg operacyjny, który musi zostać wykonany w odpowiednich warunkach, natomiast trzeba pamiętać o czymś innym. Psy i koty są czynne rozrodczo jedynie okresowo, sterylizacja absolutnie nic nie zmienia się w ich funkcjonowaniu, a wręcz często pozwala im przedłużyć życie.

Często pada argument o tym, że człowiek potrzebuje ras o konkretnych cechach. Jak pani się do niego odnosi?
Nie jestem rasistką, bo tak by należało chyba powiedzieć. To jest typowo rasistowskie podejście do zwierząt. Powiem pani szczerze, że im jestem starsza, tym gorzej to akceptuję. Oczywiście zwierzęta rasowe nie są tu niczemu winne, że są rasowe. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że tak uważa ktoś, kto ma dwadzieścia lat i nie zna realiów i skali cierpienia zwierząt. Ale niestety tak mówią często dwa, trzy razy starsi ludzie, którzy już tyle żyją na tym świecie, że powinni sobie zdawać sprawę, że nie tędy droga. Niestety nasza rzeczywistość jest rzeczywistością zbudowaną na wykorzystywaniu zwierząt, często w okrutny sposób, nic więc dziwnego, że jesteśmy przyzwyczajeni do takiego traktowania również tych, które nazywamy swoimi przyjaciółmi.

Od XVII wieku, od Kartezjusza, ugruntował się pogląd, że zwierzęta nie mają duszy.
I do tej pory są rzeczą. I pozostaną rzeczą, dopóki można je kupić, sprzedać, zabić, zjeść. Zwierzę można też dostać w spadku... Tak nie traktuje się osób, tylko właśnie rzeczy.

Niektórzy etycy czy badacze tzw. animal studies mówią o "osobach nie-ludzkich". Dla pani zwierzęta są osobami?
Tak, nigdy nie mówię o nich "coś" tylko "ktoś". Wie pani co jest najgorsze? Nasz upór. Przez długi czas nauka była niedoskonała i tylko ślizgała się po powierzchni zjawisk, dziś już wiemy o zwierzętach tak wiele więcej, ale wciąż nie chcemy zmienić naszego myślenia. Tymczasem na świecie jest mnóstwo kultur, które od zawsze wiedziały, że zwierzęta kierują się tymi samymi uczuciami, że się boją, że mają swoje zwierzęce marzenia, że tak samo śnią jak my. W XXI wieku dowiadujemy się niebywałych rzeczy nawet o roślinach, więc tym bardziej jest to zaskakujące, że odmawiamy tych zdolności zwierzętom, które są do nas podobne w każdym calu.

A czym się w takim razie różni np. świnia od psa?
Ogólnie niczym się nie różni, wyglądem, pewnymi zwyczajami i tym, że jedno zwierzę ma status towarzyszącego, drugie hodowlanego. Bardzo żałuję, że rzeźnie nie znajdują się na miejskich rynkach i nie mają szklanych ścian. Ale bardzo długa droga przed nami, abyśmy dali jakiekolwiek prawa zwierzętom, które przeznaczamy do zabicia. Tych zwierzęcych problemów jest oczywiście mnóstwo, ale trzeba realnie rozpocząć od tych, które można rozwiązać. Myślę, że trzeba działać powoli, np. zacząć od koni i przypisać im prawnie status zwierząt towarzyszących. Uważam, że trzeba też niezwłocznie wprowadzić zakaz hodowli zwierząt futerkowych w Polsce. Wiele krajów to zrobiło, bo współcześnie absolutnie niczym nie można tłumaczyć noszenia futra. Niestety muszą minąć lata, zanim przestaniemy zwierząt używać, a zaczniemy je szanować.

Mówimy o sobie, że jesteśmy narodem, który kocha zwierzęta.
Zwierzęta kocha każdy, jeśli go o to zapytać – na ekranie telewizora czy laptopa, na ślicznym zdjęciu, tylko mało kto chce pobrudzić sobie ręce. Z tych, którzy tak zwierzęta kochają w pomoc angażuje się bardzo niewiele osób. Ja zresztą się zastanawiam co to znaczy współcześnie "kochać", gdy kocha się lody, pierogi czy płatki śniadaniowe. Miłości jest chyba coraz mniej, choć coraz więcej o niej mówimy. Dotyczy to także zwierząt, bo ilu ludzi mówi o sobie "jestem psiarą", "jestem kociarzem", podczas gdy mają u siebie w domu jednego psa czy jednego kota i to kupowanego. Prawdziwi psiarze czy kociarze mają w domach i piątkę czy szóstkę zwierząt ze schroniska.

Brak czasu? Brak funduszy?
Mój ulubiony argument, to "ja jestem odpowiedzialny czy odpowiedzialna i dlatego nie przygarnę zwierzęcia". W realiach w Polsce większość osób może sobie pozwolić na adoptowanie psa czy kota, nawet jeśli wychodzą na osiem godzin do pracy, ten krótki czas jest to nie do porównania z całym życiem w schronisku. Ale wolimy uprawiać takie emocjonalne wygodnictwo, wyłączyć empatię i znajdować tłumaczenia.

Dlaczego?
Chcemy, żeby było łatwo, żeby było ładnie, przynajmniej z wierzchu. Tylko taka postawa prowadzi do zatracenia czegoś, co stanowi o człowieczeństwie – wrażliwości i odpowiedzialności. Odpowiedzialność jest robieniem tego, co wymaga zrobienia, a nie unikaniem działania. Dawno temu udomowiliśmy zwierzęta i staliśmy się tym samym za nie odpowiedzialni, każdy z nas z osobna, niestety ludzie do tej pory nie chcą przyjąć tego do wiadomości.

Dorota Sumińska jest weterynarzem, opublikowała wiele książek o zwierzętach, prowadziła programy telewizyjne i radiowe, m.in. "Zwierzowiec" w TVP1, "Zwierzenia na cztery łapy" w radiowej Jedynce. Obecnie jest gospodynią programu "Wierzę w zwierzę" w radiu TOK FM.
Konferencja "Nowy model opieki nad zwierzętami w Polsce i Europie", 9 czerwca, Biblioteka Publiczna im. M. P. Orsetti
w Chełmie, przy ul. Partyzantów 40, program i rejestracja: www.csoz.pl/konferencja


Zobacz także: Kiedy odrobaczać zwierzęta? Weterynarz radzi

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Dorota Sumińska: Kochamy zwierzęta miłością płytką i powierzchowną - Kurier Lubelski

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska