Bartłomiej Barczak spogląda zza firanki. Już w oknie widać jego rozradowaną twarz. Macha ręką. Zaprasza do środka.
- To jest właśnie ten mój nowy kąt - mówi z dumą o małym, świeżo wymalowanym pokoiku. Jest tu ciepło. Ma centralne ogrzewanie, umywalkę, światło, prąd w gniazdku.
- Zaparzę panu kawę - zachęca. Wreszcie może to zrobić.
Przeczytaj także:Zamiast zastępczej rodziny, mają własne mieszkanie
Upadek
Bo jeszcze półtora miesiąca temu mieszkał w garażu w Dziarnowie. Bez wody, prądu i światła. Noce spędzał przy tlącym się zniczu. Gdy otwierał drzwi, widział swoje stare mieszkanie. Został eksmitowany. Kilka lat po tym, jak życie zaczęło mu się rozpadać.
Wyjechał do Francji z żoną. Wrócił bez niej. Rozstali się. Stracił kontakt z ukochaną córką. Popadł w depresję. Uaktywniły się problemy ze zdrowiem psychicznym. Do tego doszły długi, alimenty, częste wizyty w szpitalu.
- Bo jak człowiek spadnie na dno, to ciężko się odbić. Nie potrafię z nadzieją spojrzeć w przyszłość. Widzę tylko same zmartwienia i niepowodzenia. Chciałbym wszystko zacząć od nowa - opowiadał nam ze łzami w oczach tuż po tym, jak został bezdomnym.
W mroźne noce otulał się wszystkim co miał. W końcu musiał opuścić swój garaż. Do schroniska dla bezdomnych iść nie chciał.
- To ostateczność. Jak tam trafię, to wszyscy o mnie zapomną. A ja nie oczekuję zbyt wiele. Jakiś mały kąt z wodą i piecem - marzył. Tułał się to tu, to tam, po znajomych.
- Spędzałem u nich jeden dzień, dwa i musiałem szukać nowego mieszkania - wspomina.
Blisko "Przystani"
Eksmitował go prywatny właściciel. Wcześniej proponował mu mieszkanie zastępcze. Ale pan Bartek odmawiał. Chciał zostać w Pakości, blisko "Przystani" - świetlicy, w której odżywał w gronie przyjaciół i pod okiem specjalistów. Wychodził stamtąd zawsze bardzo pozytywnie nakręcony.
O pomoc poprosiliśmy burmistrza Pakości Wiesława Kończala.
- Z formalnego punktu widzenia nie musimy dawać mu mieszkania. Spróbujemy jednak poszukać jakiegoś rozwiązania - zapewnił. I słowa dotrzymał.
Nowy początek
Już dawno pan Bartek nie miał tak dobrego humoru. Uśmiech nie znika mu z twarzy.
- Jestem szczęśliwy, że znów mam swój kąt. Mam gdzie wracać, wyspać się, zaparzyć kawę. Dziękuję wszystkim, którzy mi pomogli: burmistrzowi, urzędnikom i "Gazecie Pomorskiej" - ostatnie zdanie powtarza kilka razy.
Wróciła mu ochota do życia. Do "Przystani" ma zaledwie kilka minut. Znów marzy. - Może teraz wszystko mi się poukłada. Może uda mi się znaleźć pracę. Może znajdę kobietę, która zechce ze mną założyć rodzinę - wylicza.
A na koniec nieśmiało dodaje: - Może i moja córka zechce mnie odwiedzić...
Spogląda na jej zdjęcie stojące na parapecie. Już postanowił. Wyśle jej kartkę na święta. Na nowy początek.