www.pomorska.pl/grudziadz
Więcej informacji z Grudziądza znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/grudziadz
- Strach przed ukąszeniami? - zastanawia się Marian Łuczkowski, pszczelarz ze Świecia. - Pszczoły były przy mnie od zawsze. Nigdy się ich nie bałem.
Dobre i złe ukąszenia
Jednak dziś to jedna z głównych przyczyn, dla których ludzie nie podejmują się pszczelarstwa. A jeśli ktoś jest uczulony na jad, boi się pszczoły jak pistoletu. - Znałem pszczelarza, który zmarł od ukąszenia - przyznaje Czesław Ole-wiński, również pszczelarz ze Świecia. - Jego żona nie oddała pasieki w obce ręce, ale szybko tego pożałowała. Też strasznie spuchła od jadu. Przekazała więc ule synowej, a i ta okazała się uczulona. Pech! Normalnie nie ma tylu wrażliwych na ukąszenia.
- Jad ma też dobre strony - zastrzega pan Marian i pokazuje swoje dłonie. - O proszę, nie ma strzykania w stawach, bólu nie ma. Nie wiem, co to reumatyzm.
Dawno, dawno temu...
Ale co tam jad, skoro jest tradycja i przywiązanie. Ojciec pana Mariana - Bronisław Łuczkowski, żołnierz I Dywizji Pancernej, od-znaczony orderem Virtuti Militari za wybitne czyny bojowe - przed i po wojnie znajdował w pasiece dużo radości. Odziedziczył ją po swoim ojcu, ogrodniku z bydgoskich Bartodziejów.
- Dziadek pracował też w Nielubiu, majątku pod Wąbrzeźnem. Opiekował się 300 pszczelimi rodzinami! Ojciec kontynuował tę tradycję. Najpierw (w latach 30.) w Paparzynie koło Chełmna, a potem w Świeciu. Mieliśmy ule w miejscu targowiska. Te cztery wielkie lipy, które tam rosną, sadziłem w 1956 r.
W przeszłość spogląda też pan Olewiński. - Zacząłem od robienia uli w 1945 roku - wspomina. - Budowałem je ze słomy. To był dobry surowiec: ciepły i wchłaniał wilgoć. Wokół mnie było wtedy i nadal jest dużo pszczelarzy. Mój siostrzeniec Edmund Starzyński przez wiele lat dowodził kołem pszczelarzy w Świeciu - przypomina Czesław Olewiński.
Komu przekazać pasiekę?
Z początkiem roku obaj panowie zrezygnowali z prowadzenia pasiek. - Starość - tłumaczą. Pan Czesław ma problemy z utrzymaniem równowagi. - Muszę się podpierać o ul, a jedną ręką nie da się zrobić wszystkiego - wyjaśnia.
Jego kolega Marian o mały włos miałby dziedzica dla pasieki. - Ale syn awansował i wyjechał do Kostrzynia nad Odrą. A córka, choć i ona ma dryg do pszczół, jest naukowcem w Szczecinie - opowiada pan Łuczkowski.
Doświadczeni pszczelarze liczą, że ich grono nie będzie się kurczyć, bo coraz więcej mieszczuchów ciągnie na wieś. A dawniej, w co drugim gospodarstwie była mała pasieka. - Poza tym miód schodzi coraz lepiej. Ludzie nie chcą podejrzanego z Chin. Trzeba więc ich zachęcać, żeby produkowali własny. Jeżeli tylko mają możliwość robić to pod domem, pszczelarstwo może być dla nich doskonałym uzupełnieniem domowego budżetu - zapewniają.