Mowa o Mirosławie Peplińskiej, polonistce z Chojnic, która niedawno podczas "Kwietniowych spotkań z poezją" miała okazję spotkać się z młodymi ludźmi i opowiedzieć im i o sobie, i o swoich wierszach.
Bez studniówki
Jak wyznała, poetyckie próby zaczęły się bardzo dawno temu, a tak na dobre wiersze zaczęły pączkować w zeszycie z szarą okładką, gdy w szkole średniej - słynnym starym ogólniaku - nieuchronnie podniosła się temperatura z uwagi na maturalny stres. Peplińska jest ze szczególnego rocznika, bo zdawała maturę, gdy wybuchł stan wojenny, więc do dziś z żalem wspomina, że ominęła ją studniówka, a bal maturalny odbywał się niemal w konspiracji, w jednym z domów. Balowicze mieli nadzieję, że tańce nie będą jedyną atrakcją, ale nie przeżyli nalotu milicji, bo jednak rodzice powiadomili o tym nietypowym zgromadzeniu...
Wyjście z cienia
W wierszach Peplińskiej można znaleźć i odpryski tamtego pokoleniowego przeżycia, i refleksje bardzo osobiste. Mimo że rzadko coś gdzieś wysyła do oceny, to jednak jak już się to stanie, wychodzi z cienia. Dostała prestiżową nagrodę na konkursie im. Haliny Poświatowskiej, była też laureatką Chojnickiej Nocy Poetów.
- Piszę, bo czuję taką potrzebę - mówiła licealistom. - I już nie bardzo interesuje mnie, co się z moimi wierszami stanie. Ale wszystkie zeszyty pieczołowicie przechowuję.