Wczoraj napisaliśmy o dramacie rodziny Łukowskich ze Świecia. Gdy matka była u bliskich na Śląsku, do jej mieszkania zapukali pracownicy Ośrodka Pomocy Społecznej w asyście świeckiej policji. Zastali w nim 62-letniego ojca z dwoma synami (10-miesięcznym Kamilem i 3-letnim Łukaszem).
Funkcjonariusze zadzwonili po pogotowie, bo w mieszkaniu był bałagan, śmierdziało stęchlizną i rozkładającym się jedzeniem. Dzieci nie jadły śniadania, chodziło po nich robactwo, a w łazience leżały sterty brudnej odzieży. Prawdopodobnie dlatego, że od półtora miesiąca w mieszkaniu Łukowskich nie było prądu.
Dlaczego w szpitalu?
Wczoraj sędzia Marek Kunecki ze świeckiego Sądu Rodzinnego i Nieletnich zamknął postępowanie o natychmiastowe umieszczenie synów Łukowskich w rodzinie zastępczej. -Zleciłem wywiad kuratorski. Wynika z niego, że matka wróciła do domu, że mieszkanie jest już uprzątnięte, a prąd włączony. Poza tym, rodzina Łu-kowskich nie widnieje w naszych statystykach. Nie ma powodu, żeby dzieci dłużej przebywały w szpitalu - uważa sędzia.
Zgadza się z nim Jadwiga Wozikowska, ordynator Oddziału Pediatrii Nowego Szpitala w Świeciu. - Nie jesteśmy Izbą MałegoDziecka - wtrąca. - Sądy i policja przyzwyczaiły się, że karmimy i nocujemy dzieci. To niesłuszne, tym bardziej, że pociechy Łukowskich nie wymagały hospitalizacji. Są w dobrej formie. Przebywanie na oddziale może im tylko zaszkodzić, jeśli zarażą się wirusami, które krążą po szpitalu.
Sąsiedzi sygnalizowali
Warto dodać, że w rodzinie nie ma problemu alkoholowego i że nie są podopiecznymi Ośrodka PomocySpołecznej.
Jak zatem doszło do tego, że pracownicy socjalni stawili się w bloku 5a przy ul. Żwirki iWigury w Świeciu?
- Był u nas dzielnicowy z inną policjantką. Sąsiedzi sygnalizowali im, że w mieszkaniu śmierdzi, nie ma prądu, matka wyjechała, a dzieci nie wychodzą na dwór.Postanowiliśmy sprawdzić to w ich asyście, bo gdy pukaliśmy do drzwi bez funkcjonariuszy, pan Łukowski nam nie otworzył - tłumaczy Magdalena Witek, kierownik działu pomocy środowiskowej OPS w Świeciu i dodaje, że w maju 2008 roku było podobne zgłoszenie. Wówczas także w mieszkaniu Łukowskich panował nadzwyczajny bałagan.
Tak wygląda pomoc?
Podczas poniedziałkowej interwencji pracownicy OPS wezwali pogotowie, bo 3-letni Łukasz powiedział, że nic nie jadł. - Chcieliśmy, żeby lekarze sprawdzili stan zdrowia chłopców. Zrobiliśmy to, by mieć czyste sumienie - wyjaśnia Witek.
- Czyste sumienie? - denerwuje się Czytelnik ze Świecia. - Co zrobili wcześniej, żeby pomóc tej rodzinie, skoro wiedzieli, że jest problem? Na tym polega pomoc, że zabiera się dzieci biologicznej matce?! Pomoc powinna wesprzeć ich konkretnie, nawet samemu zakasać rękawy i wziąć się za sprzątanie! Poza tym, Łukowscy nie mieli na opłaty, widać brakuje im pieniędzy.
Za bogaci na zasiłek
Ale Dorota Łukowska nie chce pomocy finansowej. - Nie jesteśmy biedni - podkreśla.
- Właśnie dlatego nie dostanie od nas zasiłku - dodaje Magdalena Witek.
Jak teraz OPS chce pomóc rodzinie Łukowskich? - Będziemy się interesować stanem mieszkania. Zakładamy, że nasze wizyty zobligują Łukowskich do zachowania czystości - odpowiada Witek.
Dorota Łukowska nie jest tym zrażona. -Najważniejsze, że odzyskałam synów. Wątpię, że udałoby się to bez wsparcia "Pomorskiej" - mówi matka.
Rodzinę Łukowskich czeka jeszcze sprawa o ograniczenie praw rodzicielskich. - Będzie wszczęta z urzędu. Przesłuchamy świadków, rodziców, dzieci. A potem zdecydujemy, czy podtrzymamy wniosek, czy go oddalimy - tłumaczy sędzia Marek Kunecki.