Jak się zaczęła księdza bliska przygoda z Panem Bogiem? Pamięta ksiądz swoje powołanie?
To było tuż po wojnie, pod koniec lat 40. Było nas w szkole sześciu kolegów, przyjaciół. Razem spędzaliśmy wakacje, bawiliśmy się na różnego rodzaju imprezach. Bardzo się zżyliśmy i wspólnie postanowiliśmy wstąpić do seminarium duchownego. To było takie grupowe powołanie. Wszyscy wytrwaliśmy w postanowieniu i zostaliśmy księżmi.
Po święceniach spotykaliście się dalej? Podtrzymywaliście znajomości?
Raczej rzadko i sporadycznie. Każdy z nas poszedł w swoją stronę. Moi koledzy zostali nawet doktorami teologii. Ja - skromnym magistrem. Dziś z całej szóstki tylko ja jeszcze żyję.
I dobrze się ksiądz trzyma. Jest aktywny, pisze wiersze, maluje.
Ach! Staram się. Choć ręka już nie jest tak sprawna jak kiedyś. Czasem zadrży kiedy maluję. Wzrok także już nie jest tak dobry jak kiedyś... Znajomi mówią mi, że zawsze miałem też dużo do powiedzenia. A ja im odpowiadam: teraz - z wiekiem już coraz mniej.
Co ksiądz maluje?
Przede wszystkim ludzi. Ludzkie twarze. Teraz jestem w trakcie malowania obrazu bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Powstaje powoli. Zależy od weny.
Jak ksiądz wspomina lata zarządzania parafią w Mokrem?
Proboszczem zostałem w 1962 roku. Trzeba było przeprowadzić kilka renowacji w parafii, wprowadzić kilka zmian, bo coraz więcej pielgrzymów przychodziło do naszego sanktuarium na odpust - z Grudziądza, Gardei, Rogóźna. Nie wszyscy mieścili się w kościele, więc msze św. zaczęliśmy odprawiać na zewnątrz. Początkowo za podwyższenie służyła przyczepa od ciągnika pożyczona od jednego z gospodarzy. Potem zbudowaliśmy murowany podest z grotą dla figury Matki Bożej.
Mieszkańcy pomagali, angażowali się w prace w parafii?
Mieszkańcy Mokrego i okolicy to wspaniali, cudowni ludzie. Zawsze mogłem liczyć na ich wsparcie. Chętnie angażowali się w życie parafii.
Więcej wiadomości z Grudziądza na www.pomorska.pl/grudziadz.
A zdarzały się jakieś problemy, troski?
Dwa razy zostałem napadnięty. Przez obcych ludzi, nie z naszego rejonu. To niemiłe wspomnienia, dlatego wolę się nad tym nie rozwodzić. Pożaru - "dzięka Bogu" - na szczęście w naszej parafii nie było.
Mówi ksiądz po niemiecku i zna język migowy...
Kuria wysłała mnie do Bawarii na zastępstwo. A jeśli chodzi o język migowy, to biskup pewnego dnia wezwał mnie i oświadczył, że wysyła na kurs do Katowic.
Nie przestraszył się ksiądz, że nie da rady? Opanowanie tego języka to trudna sztuka.
Nie. Nie bałem się. Podszedłem do tego z fascynacją, zaciekawieniem. Potem referentem diecezjalnym ds. głuchoniemych byłem przez ponad 10 lat. Niepełnosprawni chwycili mnie za serce.
Czasy dla duchownych są coraz trudniejsze. Jakie dałby ksiądz rady młodym, aby wytrwali w kapłaństwie?
Czasy się zmieniły - to prawda. Dziś o wiele trudniej jest być dobrym księdzem. Myślę że powinni jak najbardziej opierać się na naukach Jana Pawła II. On zawsze był i jest ostoją dla kapłanów. Powinni mieć dużo wyrozumiałości dla ludzi. Szanować ich i kochać. Niech też stronią od polityki. Nie mogą się w nią mieszać. Niech podchodzą do niej z dystansem. Ale - jednocześnie - jeśli zachodzą jakieś niepokojące zjawiska społeczne - to oczywiście mogą i powinni je krytykować, ostrzegać przed nimi.
Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje