Kurz bitewny po zakończeniu kwotowania produkcji mleka opada. W minionym półroczu było już lepiej, bo ceny zaczęły rosnąć, chociaż niestety szybciej na sklepowych półkach niż w punktach skupu surowca i w mleczarniach.
- Środowisko mleczarskie wolałoby o ubiegłym roku zapomnieć, a szczególnie o pierwszym półroczu, gdy w niektórych częściach Polski rolnikom płacono zaledwie 50 groszy za litr surowca - powiedział Waldemar Broś, prezes zarządu Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich Zw. Rewizyjny podczas konferencji Euromlecz w Ciechocinku. - To pierwsze półrocze było przedłużeniem sytuacji z roku 2015. Zastanawiamy się, co było tego przyczyną? Najprawdopodobniej spekulacja!
- To dobrze, że ceny są wyższe, ale martwić należy się tym, że koniunktura wynika z eksportu - uważa Mariusz Trojakowski, prezes Spółdzielnia Mleczarskiej ROTR w Rypinie.
Zmiany kierunku eksportu
Kiedyś rypińska mleczarnia sporo eksportowała do Rosji, ale po wprowadzeniu embarga musiała poszukać nowych rynków zbytu. Dziś sprzedaje m.in. do Chin. - Chińczycy kupują u nas mleko UHT, śmietany, jogurty, czasami także sery dojrzewające - mówi prezes. - To nie jest dla nas istotny rynek, jeżeli chodzi o wielkość eksportu, ale ważny ze względu na rentowność.
Więcej towarów spółdzielnia ROTR eksportuje do Grecji, Włoch, Czech, na Słowację, czasami do krajów arabskich. - Jeśli eksport się załamie, to znowu będzie problem - uważa Trojakowski. Jego zdaniem lepiej by było, gdyby spożycie mleka i przetworów rosło w kraju. Na razie jednak rośnie wielkość dostaw, bo wielu rolników postawiło na wzrost produkcji mleka. - Dynamika w skupie mleka ciągle rośnie - twierdzi Trojakowski.
Mniej dostawców, więcej mleka
- Gdy ponad dwadzieścia lat temu zaczynałem pracę w tym zakładzie, mleko dostarczało około pięciu tysięcy dostawców - wspomina prezes. - Jednak wówczas odbieraliśmy jedną czwartą tego co dziś skupujemy. A teraz mamy około 1200 dostawców z pięciu województw.
Przeczytaj też: Copa – Cogeca: Takie uwalnianie zapasów popsuje rynek mleka
Mleczarska ROTR w Rypinie to firma działająca na rynku od 1926 r. - Powstała dzięki mądrości chłopów, którzy dostarczali mleko do pięciu zlewni, w pięciu miejscowościach - opowiada Trojakowski. - Wielu z nich nie umiało pisać, ani czytać, ale byli mądrzy i wiedzieli, że gdy będą pracować razem, to będzie im łatwiej. I właśnie w mleczarstwie spółdzielczość przetrwała historyczne zawirowania i rolnicy nadal są nie tylko dostawcami ale i współwłaścicielami zakładów. Takich jak rypińska mleczarnia.
Jej prezes nie może zrozumieć, po co Unia Europejska namawiała także polskich rolników do tworzenia grup producenckich. - Po co to? - pyta. - Żeby doprowadzić do większego podziału rynku? Nie można łączyć się tylko dla dotacji otrzymywanych przez 5 lat.
Jego zdaniem spółdzielnie mleczarskie powinny być tak samo traktowane jak grupy producenckie, bo to członkowie spółdzielni wspólnie decydują np. o inwestycjach. A ich zakład sporo zainwestował w nowoczesne linie produkcyjne, np. do konfekcjonowania sera, produkcji mleka UHT, w standaryzację mleka na sery metodą ultrafiltracji.
- Nie jesteśmy tylko po to, żeby wspólnie doić krowy - dodaje prezes. - Nasi członkowie mają potrzebę posiadania majątku przetwórczego. Myślą o przyszłości. Nie tylko tej najbliższej.