- Kryzys gospodarczy dotyka wszystkie branże, bez wyjątku - ubolewa Piotr Kuzimski, rzecznik prasowy Zakładów Chemicznych Zachem w Bydgoszczy.
Aby ograniczyć skutki kryzysu, rząd obiecuje, że umożliwi firmom obniżanie tygodniowego czasu pracy oraz wynagrodzeń. Tymczasem zakłady pracy już teraz mogą zmniejszać pensje, o czym większość z nich nie wie.
- Umożliwia im to artykuł 23 (1a) Kodeksu pracy, który mówi, że pracodawca, który nie jest objęty układem zbiorowym lub zatrudnia mniej niż 20 pracowników, może zawierać z pracownikami porozumienia o stosowaniu mniej korzystnych warunków zatrudnienia - informuje Beata Gołębiewska, zastępca okręgowego inspektora pracy w Bydgoszczy. - Gdy jest układ zbiorowy, potrzeba do tego zgody związków zawodowych. Zawarcie porozumienia nie wyklucza możliwości zwolnienia z pracy. Dodajmy, że pensji nie można zmniejszyć poniżej minimalnego wynagrodzenia, które wynosi 1276 zł brutto i obniżka nie może trwać dłużej niż 3 lata.
Nic nie stoi na przeszkodzie, by w uzasadnionych przypadkach - a takim jest bez wątpienia kryzys gospodarczy - firmy cięły w ten sposób swoje koszty.
Bydgoska spółka "Sklejka - Multi" taką decyzję o cięciu kosztów ma już za sobą. - Odebrano mam dodatki: za pracę w warunkach szkodliwych, godzinach nocnych czy motywacyjny - wymienia Ewa Rutkowska, szefowa zakładowej "Solidarności". - Wynagrodzenia zmniejszyły się średnio o 30 procent. Niektórzy zarabiają teraz tyle, ile wynosi minimalne wynagrodzenie, więcej nie można im zabrać.
Co na to inni pracodawcy?
- Nie planujemy obniżek pensji i zwolnień, ale oczywiście pracujemy nad strategią, która obroni nas przed kryzysem - mówi Piotr Kuzimski. - Powołaliśmy nawet specjalną platformę konsultingową, która opracuje program cięcia kosztów.
Podobnie mówi Krzysztof Grządziel, prezes firmy DGS we Włocławku: - Robimy wszystko, by utrzymać liczbę zamówień, tak więc nie ma mowy o obniżce pensji czy redukcji zatrudnienia. Ale nie kryję, że jeszcze niedawno sądziłem, że ten kryzys to tylko bariera psychologiczna. Teraz przekonałem się o nim na własnej skórze.
- Na szczęście nie mamy takiej potrzeby, by należało ciąć pensje - podsumowuje Kazimierz Bronikowski, prezes włocławskiej spółki Bomilla.
