Stało się tak dzięki uchwale Rady Gminy, która podwyższyła kryterium dochodowe kwalifikujące do załapania się na zupę z wkładką. W urzędzie pomysł darmowych obiadów dla wszystkich uczniów uznają za trafiony w dziesiątkę. Dzieciaki wcinały, aż im się uszy trzęsły, czasami nawet po kilka porcji. Udało się odejść od podziału dzieci na te gorsze, bo biedniejsze, i te z lepszych domów, które w stołówce jeść nie muszą. Bo jadł ten, kto chciał.
Kruczek prawny
Gmina za swój nowatorski pomysł dostała nawet pierwsze miejsce w Polsce, a teraz trzeba było się pogimnastykować, by przy zmienionych przepisach utrzymać model, który świetnie się sprawdził.
Prawnicy wymyślili, że receptą będzie podniesienie progu finansowego, który uprawnia do jedzenia w szkolnej stołówce. Rodzice, i owszem będą musieli złożyć wniosek, by dziecko jadło obiad w szkole, ale wystarczy ich oświadczenie o dochodach, a nie zaświadczenia, które zdaniem Edwarda Meyera, prawnika Urzędu Gminy, tylko niepotrzebnie komplikują życie.
Jednogłośnie
Jeszcze nie wiadomo, co na taką konstrukcję uchwały powie biuro prawne wojewody, ale wójt Zbigniew Szczepański zdążył już wojewodzie Romanowi Zaborowskiemu powiedzieć, jaki ma problem.
- Kiedy nam mówią, że o zwolnieniu z opłaty za wsad do kotła powinniśmy decydować w przypadkach losowych, to ja uważam, że mamy z nimi do czynienia non stop - śmieje się wójt. - Bo przecież czyż nie jest przypadkiem losowym, że te dzieci przyszły na świat?
Radni jednogłośnie podjęli decyzję na tak.