W 1994 r. Marek Pesta postanowił kupić obiekt dawnego PGR-u na Karbowie i wejść w przemysł spożywczy. Od początku działalności uznał, że będzie to firma rodzinna. Zaczął od zatrudnienia 6 osób i oferty skierowanej do klientów w najbliższej okolicy.
Oferta była skromna,
złożona 10 rodzajów wędlin.
Dziś ma 9 sklepów firmowych - w Toruniu, Brodnicy, Lidzbarku Welskim, Rypinie, Górznie i Świedziebni. Zatrudnia 47 osób, także żonę Brygidę i dwóch synów, Artura i Waldemara. Jest też ponad 60 gatunków wędlin. Jakim cieszą się powodzeniem, oceniają klienci. W każdy razie zbyt wędlin z "Karbowa" spowodował, że brodnicki przedsiębiorca stanął wobec konieczności rozbudowy firmy, modernizacji itp. Aktualnie powierzchnia obiektów produkcyjnych i magazynowych sięga 900 m kw., trzykrotnie więcej niż na starcie.
Unia dyktuje
Wielu przedsiębiorców tej branży zadawało sobie pytanie, czy w nowych warunkach, związanych z obecnością w Unii Europejskiej, podołają ostrym rygorom i standardom stawianym branży spożywczej. Niektórzy, bez ryzyka i wyobraźni, rezygnowali z takiej produkcji, zamykali firmy, przerzucając się na inną branżę.
Marek Pesta podjął trud, mając już pewną markę na rynku. - Nie chciałem tracić tej pozycji, którą osiągnąłem, byłoby mi przykro zwalniać ludzi - mówi właściciel "Karbowa".
W biznesie jednak emocje i uczucia muszą odejść na plan dalszy. Firma została zakwalifikowana do zakładów grupy B, co oznaczało okres przejściowy. Okres przejściowy to tzw. certyfikat nadziei.
Jeżeli ktoś prześpi,
może już wypaść z obiegu. Wówczas śnią się terminy, zobowiązania do wykonania określonych inwestycji, które lokują zakład w standardach europejskich.
Wprowadzany jest HACCAP, norma dla firm branży spożywczej, inne zalecenia kontrolowane przez lekarzy z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynaryjnego. I tu nie może być żadnej życzliwości, przyjmowania czegoś na wiarę.
- Dla mnie, każdorazowa obecność przedstawicieli Wojewódzkiej Inspekcji Sanitarnej jest mobilizująca. Nie mogę sobie pozwolić na niedotrzymanie terminów. Do końca roku mam dwa miesiące.
Trzeba będzie np. zmienić system odczytu temperatury w urządzeniach technologicznych. Dziś robi się to na piechotę, pracownik spisuje w zeszycie, a musi być to zapis automatyczny. W każdy razie punkty z listy zaleceń topnieją. Nawet jeżeli nadejdą mroźne dni.
