Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdziekolwiek jesteś

Małgorzata Święchowicz
Ktoś napisał tę karteczkę Papieżowi i zostawił w przedsionku Bazyliki: "My, wierni, którym udało się Ciebie zobaczyć, wracamy ze światłem Twojego serca".

Do Rzymu wyjeżdżamy z Bydgoszczy we wtorek wieczorem samochodem. Wybieramy trasę przez Zgorzelec, Innsbruck, Florencję. W nocy na przejściu w Zgorzelcu nie ma ruchu, ledwie dwa autokary, trzy busy. Pod Norymbergą spotykamy Beatę i Jolę, licealistki ze Szczecina. Jadą do Papieża autostopem. Pod Monachium - grupa z Tucholi. Kibice ze Stargardu Szczecińskiego... Autostrada zaczyna wypełniać się polskimi samochodami. Na każdym czarna wstążka, albo narodowa flaga, albo zdjęcie Papieża. W południe na granicy austriacko-włoskiej docierają do wszystkich pierwsze komunikaty, że Rzym oblężony, nie ma szans, żeby dostać się pod Watykan.
- Przecież się nie poddamy - mówią Darek i Dawid. Jadą drugą dobę, z Poznania. W nocy zrobili sobie tylko godzinną przerwę. Zdrzemnęli się w samochodzie. Tak jak my.

Jeśli wam się uda

Gdy jesteśmy w połowie drogi do Florencji, dzwoni siostra naszego redakcyjnego kolegi, która mieszka we Włoszech. Też chciała jechać do Rzymu, ale zrezygnowała. Nam radzi to samo. A już na pewno nie pchać się samochodem. - Może pociągiem - podpowiada. Ale wiemy, że nie ma już biletów.
Komunikaty brzmią coraz groźniej: nie można podjechać do Rzymu bliżej, niż na 50 kilometrów. Później, że na 100, 140, 250. Zastanawiamy się, czy nawet bardzo daleko od stolicy znajdziemy jakiś nocleg albo chociaż wolne miejsce na parkingu. Próbujemy. Są wolne pokoje w małym hoteliku we Florencji, blisko centrum. W nocy ze środy na czwartek Florencja tętni życiem.
- Jedziecie do Papieża? - pyta Agnieszka, która pracuje w pizzerii "Ottica". Pochodzi z Tomaszowa Lubelskiego, we Florencji studiuje, a po wykładach dorabia podgrzewaniem kawałków pizzy na wynos. Też chciała jechać do Rzymu, ale słyszała, że nie ma szans, miasto jest już zamknięte.
- Jeśli wam się uda, ucałujcie ode mnie Papieża - prosi. Ale nie wierzy, że moglibyśmy w ogóle zbliżyć się do Watykanu.

 Gdziekolwiek jesteś

Modlą się stojąc

Z Florencji wyjeżdżamy skoro świt. Do Rzymu niespełna 300 kilometrów. Zakładamy, że będziemy przebijać się do stolicy przynajmniej dobę. Gdy wyjeżdżamy, mieszkańcy Florencji powoli schodzą się do swoich ulubionych barów, piją espresso i czytają La Natione, które tego dnia dało 10 stron o Janie Pawle II. Czytają: "Un oceano per Karol", o tym, że ocean ludzi chcących pożegnać swojego Papieża już zalał Rzym. Do stolicy Włoch napływają wierni nie tylko z każdego zakątka tego kraju, ale z Hiszpanii, Portugalii, USA. Ale najwięcej napływa z Polski. Mówi się o 2 milionach Polaków, a o 6 milionach wiernych w ogóle.
"La Repubblica" podaje, że do Rzymu wjadą najwyżej 4 miliony, miasto nie przyjmie więcej. Już teraz ludzie modlą się na stojąco, bo nie ma tyle miejsca, żeby mogli przyklęknąć - na jedną osobę nie przypada nawet metr kwadratowy ziemi. Gazeta uprzedza, że nie ma szans, by dostać się na Plac św. Piotra, wejść do Bazyliki, pożegnać się z Ojcem Świętym. Kto chciał to zrobić w czwartek, na dzień przed piątkowym pogrzebem, musiał stanąć w kolejce już w środę. Kolejka ma 5 kilometrów i trzeba w niej stać przez dobę. Kto we Florencji słyszy, że jesteśmy z Polski, że jedziemy do Rzymu, mówi: - Pojedźcie tam także dla mnie.
Oni nie mają odwagi.

 Gdziekolwiek jesteś

Aby dojechać

W czwartkowe południe jesteśmy już tylko 70 kilometrów od Rzymu. W drodze mijamy dziesiątki polskich autokarów. Włosi szacują, że do stolicy będzie próbowało wjechać 20 tysięcy autobusów z Polski i 250 tysięcy polskich samochodów.
- Boją się nas, straszą liczbami - bagatelizuje Adam z Wrocławia. Jedzie razem z kolegą, Rafałem. Rozmawiamy na stacji benzynowej - ostatnie tankowanie przed Rzymem. I trzeba kupić zapas wody mineralnej (bo nie wiadomo, co będzie w Rzymie), i trzeba skorzystać z WC (nie wiadomo, czy się nie utknie na autostradzie do jutra).
- Aby tylko dojechać - mówią Mendelowie i Kijakowie, jadą z Poznania. Taka wyprawa rodzinna: dziadkowie, dzieci, wnuki. Dziadkowie mają po 68 lat, ale mówią, że nie czują zmęczenia.
19-letni Łukasz spod Gdańska, który studiuje organizację ruchu turystycznego, wyjechał do Rzymu, tak jak stał. Spontanicznie, na stopa. Jest w drodze czwarty dzień. Raz nawet się cofnął, miał dość. Ale przemyślał, że szkoda. Teraz z drogi zabrało go sympatyczne małżeństwo - Agata i Wojtek (w Warszawie prowadzą firmę sprzedającą anteny). Dali mu jeść, no i może się zdrzemnąć w ich samochodzie.
- Nie powinno być źle - Jędrzej Musiala i Łukasz Dziąba są pewni, że się uda. Jadą z Torunia, z Wrzosów. Wcześniej do Rzymu, autokarem z Paulinami, wyjechali rodzice Łukasza, od nich mają pocieszające informacje: jeszcze kilka godzin temu można było wjechać do Rzymu.

 Gdziekolwiek jesteś

Stolica otwarta

13.30, czwartek - Rzym! Wjeżdżamy bez problemu, celowo od południa, a nie od północy, jak wszystkie polskie wycieczki. Jesteśmy w mieście, ale nie możemy nawet nikomu się tym pochwalić - komórki nie działają. Przed wieczorem przestaną też działać bankomaty. A przed nocą w pizzeriach zabraknie ciasta na pizze.

Z Budapesztu też można

Jedziemy na Termini, największy kolejowy dworzec Rzymu. Warszawiacy - Leszek, Przemek i Koki - trafili tu pociągiem z lotniska Fiumicino, a na lotnisko trafili samolotem z Budapesztu, a do Budapesztu samochodem z Warszawy. - Inaczej nie mielibyśmy szans się dostać - tłumaczą. A koniecznie, tak jak my, chcą być na pogrzebie Papieża.
Na Termini ruch, jak w ulu, ludzie przysypiają pod ścianami (już wiadomo, że rzymianie postanowili nazwać ten dworzec imieniem Jana Pawła II). Wolontariusze rozdają podróżnym wodę mineralną. I odradzają ruszanie się gdzieś dalej. - Chcecie metrem pod Watykan? To niemożliwe. Tam już wszystko zamknięte. Nie wpuszczają.
Ryzykujemy.
Wysiadamy niedaleko Piazza del Risorgimento. Ludzie koczują na trawnikach, wszędzie polskie flagi. I wszędzie włoscy wolontariusze: rozdają wodę mineralną, kierują ruchem. Okazuje się, że można jeszcze iść na Plac św. Piotra. Można jeszcze stanąć w morzu ludzi czekających na wpuszczenie do Bazyliki. Ktoś w tłumie mówi, że stoimy niepotrzebnie, bo już od dawna nie wpuszczają. Ktoś inny, że będą wpuszczać do północy. Stoimy godzinę, drugą, trzecią, czwartą... Ludzie z chorągwiami, transparentami, plecakami, śpiworami, zapasami jedzenia, wody (kto wiedział, że wolontariusze będą rozdawać?). - Przyleciałam z Chicago. Nic się nie liczy, tylko żeby być teraz z Papieżem - mówi Kasia Plewa (urodziła się w Nowym Targu). Stoi i macha biało-czerwoną flagą zawiązaną na wiotkiej gałązce oliwnego drzewa. Obok ludzie z parafii św. Wojciecha w Białymstoku, parafii Matki Boskiej Różańcowej, ludzie z Krakowa, Szczecina, Zbąszynia... Druga, trzecia doba bez snu, nogi ciężkie. Ale stoją. Tuż przy nas młode małżeństwo włoskie (mówią, że gotowi byliby się wycofać, bo jednak Polacy powinni mieć pierwszeństwo). Dalej Amerykanin, Hiszpanka. Bliżej chłopiec ze Słowacji z porażeniem mózgowym... Chłopcu coraz trudniej w tym tłumie. Wzywamy pomoc, ale on boi się, że jak opuści kolejkę, to już nie dostanie się do Bazyliki. W końcu pozwala wyprowadzić się za barierki, posadzić na krześle. Ma obiecane, że wróci, kiedy przesuniemy się bliżej Bazyliki.
Tłum faluje, napiera. Przez chwilę mamy przy sobie Marzenę, która pochodzi z Łańcuta. Tuż przed śmiercią Papieża dostała pracę w Rzymie, opiekuje się bliźniaczkami w średniozamożnej rodzinie. Ta rodzina dała jej dziś wolne, żeby poszła pożegnać się z Dziadkiem Karolem. - Tak tu dzieci mówią na naszego Papieża - tłumaczy. - Inaczej nie, tylko mój Kochany Dziadek Karol.
Dochodzi 22.00. Jesteśmy w Bazylice! Idziemy do Papieża. Ludzie z tymi wielkimi plecakami, z zapasem jedzenia. Jak to ludzie w drodze. Nikt nie sprawdza bagażu, nie każe zostawiać przed świątynią. Oto mali podróżnicy idą do Wielkiego Podróżnika.
Papież wydaje się tak drobny w wielkiej Bazylice. Tak bardzo umęczony cierpieniem przed śmiercią, że chciałoby się przy nim zatrzymać, zapłakać.
- Avanti, avanti. Dalej, dalej - poganiają strażnicy. Jeszcze tylu ludzi czeka. Trzeba się usunąć, skryć w bocznych nawach. Tylko tam można płakać, można się pomodlić.

 Gdziekolwiek jesteś

Dziękujemy za wszystko

W przedsionku Bazyliki płoną świece. Ludzie zapalają kolejne, zostawiają kartki z ostatnimi słowami do swojego ukochanego Papieża. "Dziękujemy Ci za wszystko, czego pozwoliłeś nam się nauczyć" - Fabiola i Wiliam. "Gdziekolwiek jesteś, kochamy Cię" - Magda i Bartek. "Dziękujemy Ci za spojrzenie na nas, które stało się wieczne"... "Prosimy, pozwól, żebyśmy byli dobrymi dla wszystkich potrzebujących"... "Prosimy, OBUDŹ SIĘ."
Ktoś na kawałku prześcieradła odbił zdjęcie Papieża z twarzą wykrzywioną rozdzierającym cierpieniem. Ma wszystkim przypominać cierpienie Chrystusa na Krzyżu. Podpis: "Ojcze nasz, któryś jest w niebie".
Ktoś na murku obok ułożył zdjęcia swoich bliskich. Zbigniew, który mieszka z rodziną w Krakowie, ale pracuje w Londynie, w Bazylice zostawił zdjęcie swojej żony, Kasi. Ona nie mogła przyjechać. Obok jest zdjęcie przystojnego Włocha, pewnie czyjegoś męża. I zdjęcia dzieci. Być może chorują? Potrzebują ratunku? Wielu tu wierzy, że można prosić Papieża o pomoc w takich sprawach.

Zabrakło, zamknięte

Noc w Rzymie na szczęście nie jest mroźna. Ludzie kręcą się, szukają sobie miejsca. Bary są czynne najwyżej do północy, choć niektóre właściciele zamknęli jeszcze szybciej, bo nie mieli czym handlować. W Pizerii Rustica przy Lunedi Chiuso pizze i lasagne skończyły się już wczesnym wieczorem. Trzeba więc trochę się nachodzić, żeby znaleźć pizzerię z dużymi zapasami. Pizze kosztują od 4,5 do 8 euro. Kanapka z szynką - 3. Espresso, które pozwoli przetrwać noc bez snu - 1,5. Ciastko - 2, coca-cola - 2... I trzeba uważać przy płaceniu rachunku, właściciele przez "pomyłkę" potrafią dopisać kilka euro więcej.
Uaktywnili się też handlarze pamiątek - różańce z wizerunkiem Jana Pawła II - od 3 do 5 euro, breloczki - 2 euro, kartki pocztowe - 1 euro. Polacy raczej niewiele kupują. Dostatecznie dużo wydali, żeby tu dojechać.

 Gdziekolwiek jesteś

W nowe jutro

Pierwsza w nocy. Do pogrzebu 9 godzin. Bogumiła Barycka z Gryfic ułożyła się ze znajomymi pod murami banku przy Piazza del Risorgimento. Mają jeden śpiwór na cztery osoby, spróbują się zdrzemnąć.
Ilona, licealistka z Modliborzyc, która siedzi na chodniku kawałek dalej, ani myśli zasnąć (a nie śpi już trzecią noc, bo tak długo trzeba było jechać z domu). - Za duże emocje - mówi. Patrzy sobie na fragment kopuły Bazyliki, którą stąd widać, i nie może uwierzyć, że jest tak blisko Papieża. Przyjechała razem z zespołem "Racławice", cud, że dojechali i zdążyli przed północą. Na Słowacji autokar im się popsuł, a kiedy już byli pod Rzymem, zabłądzili. "Racławice" kiedyś śpiewały Papieżowi na prywatnej audiencji. Katarzyna Sroka (już ubrana na pogrzeb, w stroju lasowiackim), przypomina sobie, że na pewno śpiewali "Sandomierską Ziemię całą" i "W nowe jutro". Teraz też to Papieżowi chętnie zaśpiewają, tu na ulicy. Ale na razie śpiewają Włosi: "Alleluja, Alleluja..."
Kibice Cracovii rozwieszają swoje szaliki, niech wszyscy widzą, że przyjechali. Wierni z Pacanowa ustawili tabliczkę "Pacanów kocha". Pod nią siedzi Barbara Nawrot, nauczycielka wuefu. - Przeżywam. Nie zasnę. Bo to nie do wiary, że my z małego Pacanowa, tak daleko zajechaliśmy. Jak wróci, wszystko opowie uczniom. Prosili, żeby im przywiozła choć kamyk z Rzymu.

Zamiast deszczu, słońce gorące

Na ulicach w centrum coraz bardziej kolorowo od ludzi (napływają grupami, z parkingów pod Rzymem, z dworców kolejowych, kładą się na chodnikach, trawnikach). Przy Piazza Adriana, niedaleko Zamku św. Anioła, cała fosa wypełniona śpiącymi. Pośpią do trzeciej i zaczną przemieszczać się bliżej Via della Conciliazione, bliżej Placu św. Piotra. Tam, przed Bazyliką, będzie pogrzeb. Więc wiadomo, każdy chciałby tam być. A zmieścić się może jedynie 300 tysięcy. Policja zacznie wpuszczać o 6 rano.
Niektórzy szybko obliczają, że są bez szans na miejsce blisko Bazyliki, więc zostają pod Rzymem na parkingu. Albo szukają sobie miejsca na Piazza del Popolo, przysypiają przy fontannach. Albo pod Koloseum. Żołnierze z Warszawy nocują na trawnikach tuż przy Forum Romanum. Pogrzeb obejrzą pewnie daleko od Placu św. Piotra, bo podejrzewają, że nie uda im się tam przedrzeć. - Już dwa razy szliśmy na Plac i za każdym razem strażnicy nas zawracali - mówi sierżant Jacek Chodkowski. Liczył że mundurowi pomogą mundurowym, a jednak nie.
Studenci z Warszawy chcieli "przekupić" strażników śpiewem. Też porażka.
O czwartej nad ranem robi się zimno. Pod Koloseum lekarze biorą najbardziej zziębniętych do karetki, podgrzewają chwilę, okrywają kocem. O szóstej nad ranem obiecują, że dowiozą koce. Niestety. Trzeba szczękać zębami i zazdrościć tym, którzy twardo śpią w grubych śpiworach.
O 7.30 wszyscy się budzą. Mniej więcej w tym czasie ciało Papieża zostaje włożone do trumny.
Nad Rzymem coraz intensywniej zaczynają latać helikoptery. Słychać karetki, wozy policyjne na sygnale. Przez Rzym do Watykanu ciągną rządowe delegacje - w sumie przedstawiciele blisko 200 państw, nawet Kuby, Boliwii, Kostaryki, Paragwaju, Ghany, Senegalu.
Wszyscy boją się, że w czasie pogrzebu będzie padało. Takie są zapowiedzi. Ale o 10.00, gdy trumna zostaje wyniesiona przed Bazylikę i zaczyna się pogrzeb, pięknie świeci słońce. Wszystkich nas to słońce rozgrzewa.
Później wertuję swoje notatki i znajduję zapis z karteczki zostawionej w przedsionku Bazyliki. Ktoś zapisał te parę słów i zostawił je Papieżowi wśród świec, zdjęć i próśb: "My, wierni, którym udało się Ciebie zobaczyć, wracamy ze światłem z Twojego serca."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska