Pałace, dwory, młyny, fabryki, węzły kolejowe, kościoły, cmentarze, przydrożne figurki świętych, głazy narzutowe, itd. Lista znikających obiektów, które mogą nie oglądać następne pokolenia, pokazanych i opisanych w dwóch niezwykłych albumach autorstwa Michała Jankowskiego, liczy już ponad 100 pozycji.
Gdyby nie tragiczny wiek XX i dwa wielkie kataklizmy - dwie wojny światowe i zagłada nie tylko milionów ludzi, ale również tego, co było dowodem wielowiekowej historii Polski, zmiana granic i ustroju po 1945 r., nacjonalizacja i jej skutki - inna byłaby rzeczywistość, inny krajobraz. Nie byłoby zrujnowanych dworów (aż tylu) czy porośniętych chaszczami obiektów przemysłowych. Dla wielu na ratunek może być już za późno. Dla innych to ostatni moment, by je ocalić i zachować dla potomnych - jeśli nie w formie fizycznej, to dokumentacyjno-opisowej.
Od lat robi to Michał Jankowski, bydgoski historyk i księgarz, pisarz i poeta, autor wydanego w 2021 r. pierwszego albumu pt. „Ginące miejsca kujawsko-pomorskie”, poświęconego zrujnowanym zabytkom, a także innym obiektom stanowiącym świadectwo kultury materialnej oraz niezwykłości przyrodniczych regionu.

Nakładem Wydawnictwa „Pejzaż” ukazał się właśnie kolejny tom, zatytułowany „Ginące miejsca. Zapomniane historie kujawsko-pomorskie”. Starannie udokumentowane przykłady, wzbogacone opowieściami o losach właścicieli dworów, pałaców, obiektów przemysłowych (polecam m.in. historię pałacu w Lubrańcu, który na początku XX w. stał się własnością rodziny Grodzickich, wywodząca się z tego rodu Maria Grodzicka 80 lat temu przeniosła rozkaz o wybuchu powstania w Warszawie czy dzieje pałacu w Sartowicach i historię jego ostatniego właściciela Ulricha Wilhelma Graf Schwerin von Schwanenfeld, uczestnika zamachu na Hitlera w 1944 r.) nie tylko wzbogacą wiedzę o dziejach regionu tym czytelnikom, którzy sięgną po najnowszą publikację Jankowskiego. „Ginące miejsca. Zapomniane historie” to również swoisty przewodnik dla tych, którzy lubią zwiedzać i oglądać przeszłość z bliska. Innymi słowy – z tą książką można liczyć na wyjątkową podróż.
Pierwszy album był „wysondowaniem tematu”. Autor chciał wiedzieć, jakie jest zainteresowanie „ginącym światem” w skali regionu.
- Sukces książki sprawił, że przy pracy nad drugą mogłem głębiej wciągnąć się w temat. Stąd archiwalne materiały, więcej historycznych informacji i ciekawostek. Pierwsza część dodała mi skrzydeł. Gdy trafiła do księgarń, odezwali się ludzie zatroskani tym, co widzą wokół siebie. Zwracali się do mnie prosząc, bym pochylił się nad historią danego obiektu. Takie podpowiedzi pomogły mi w odnajdywaniu kolejnych miejsc – mówi Michał Jankowski.
W najnowszym albumie, którego okładkę zdobi zamek w Radzyniu Chełmińskim znajdziemy ponad 70 obiektów; w pierwszej autor przedstawił przeszło 40. Na prawie 240 stronach jest co oglądać i podziwiać i – niestety – smucić się. Mimo iż wiele z pokazanych obiektów jest pod prawną opieką służb konserwatorskich, to ich ratowanie okazuje się skomplikowane. Winne temu m.in. zapisy ustawy o ochronie zabytków i opiece na nimi.
Autor pytany, czy z tego, co zobaczył - podróżując po regionie i dokumentując znikającą przeszłość - to w większości ruiny, mówi: - Jest jeszcze sporo miejsc, które da się uratować. Nawet te zdewastowane można ocalić, bo przecież nie trzeba ich odbudowywać i przywracać do pierwotnego stanu. Można je natomiast zabezpieczyć w takiej formie, w jakiej współcześnie je oglądamy, by przez kolejne dekady mogły trwać, opowiadać o naszej historii.
Obok współczesnych zdjęć, zrobionych przez autora, w albumie znalazły się fotografie archiwalne, tak opisywanych obiektów, jak i przeróżnych dokumentów.
Łatwo było je pozyskać? - Jak każdy historyk czerpię z tego, co znajduje się w archiwach. Sięgam także do internetu - korzystam z zasobów między innymi Narodowego Archiwum Cyfrowego i Kujawsko-Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej, zaglądam do prasy – mówi Autor. - Cenne okazały się kontakty z potomkami byłych właścicieli i władzami lokalnymi, do których się zwracałem. Wszyscy byli poruszeni, że ktoś zajął się tym tematem, że próbuje ocalić od zapomnienia. Niestety, chcąc ratować to, co jeszcze zostało, właściciele takich obiektów – zarówno gminy jak i osoby prywatne - mają nierzadko związane ręce. A przecież chcą, by coś zostało z tego dziedzictwa, by historie, które w nich drzemią, ocalić.
W albumie z 2021 r. znajdziemy opisy i ilustracje wielu cennych zabytków typu dworskiego, w tym prawdziwej perły czyli dworu w Samostrzelu. - Moim marzeniem jest by pałac w Samostrzelu mógł otrzymać drugie życie. Tam gościli „wielcy tego świata”. To praca nie dla jednej osoby, raczej stowarzyszenia czy fundacji, które będą mogły zainwestować duże pieniądze – mówi Jankowski). Są też resztki zamków np. w Rogóźnie i Papowie Biskupim, obiekty poprzemysłowe i kościoły. W „Ginących miejscach. Zapomnianych historiach” autor wprowadził nowe kategorie.

- Pokazuję głazy narzutowe, czyli twory naturalne. Nierzadko są z nimi związane fascynujące legendy i historie. Warto je zobaczyć, choć często ukryte są w lesie, niełatwo do nich dojść, niektóre to unikaty nie tylko w skali regionu. Są też krzyże i kapliczki przydrożne, które stanowią bezcenne świadectwo naszej historii, kultury, pobożności. Dowodzą, jak wielką wagę przywiązywano kiedyś do wiary. Jest np. kamień milowy, dziś zupełny unikat, swego rodzaju pierwowzór współczesnych znaków drogowych. Jest wozownia w Kcyni, w której stał karawan, też coś wyjątkowego. Są cmentarze - nie tylko katolickie, także ewangelickie i żydowskie kirkuty. Kilka zachowało się w naszym regionie, co prawda w szczątkowym stanie, ale są. W Lubrańcu i Inowrocławiu, gdzie z ocalonych szczątków, bo macewy używano do budowy chodników, udało się stworzyć fantastyczne lapidaria.
Zdaniem M. Jankowskiego, znamienne jest to, że zrujnowane, opuszczone obiekty, z ich wyjątkową historią, można znaleźć nie tylko na poboczach lokalnych dróg, za miastem, lecz również w centrach dużych miast – m.in. w Bydgoszczy i Toruniu.
Z dokumentowania ginących obiektów autor zgromadził pokaźne archiwum fotograficzne; tylko część zdjęć trafiła do dwóch albumów. Co z resztą? - Może wystawa z fotografiami w dużym formacie, które odsłaniałaby detale. Nie zawsze można je do-strzec, choćby z uwagi na to, gdzie są umieszczone. Warto je pokazać nie tylko z racji walorów estetycznych, lecz z uwagi na ich historię.
