Anwil Włocławek - Arka Gdynia 97:66 (27:19, 19:21, 29:9, 22:17)
Anwil: Sanders 14 (2), 7 as., Young 13, 8 zb., Petrasek 13, Garbacz 12 (3), Bell 5 oraz Groves 14 (2), Bojanowski 9 (2), Łączyński 5 (1), Joesaar 5 (1), Kostrzewski 5, Łazarski 0.
Arka: Bogucki 18, Kenić 3 (1), Wilczek 2, Kamiński 2, Alford 2 oraz Gordon 13 (1), Marchewka 10 (2), Hrycaniuk 5, Wołoszyn 4 (1), Czoska 4, Szumert 5 (1), Nagel 0.
Do Hali Mistrzów przyjechał ostatni zespół w tabeli i to jeszcze bez swojego lidera Andrzeja Plkuty. Jak to jednak często bywa w takich sytuacjach, faworyt początkowo nie miał łatwego życia. Grający bez kompleksów gdynianie objęli prowadzenie w 1. kwarcie po "trójce" młodego Jakuba Szumerta. Dopiero końcówka tej części to koncertowe akcje Anwilu, 10 punktów w trzy minuty (m.in. dystansowe trafienia Jakuba Garbacza i Janariego Joesaara.
W 2., kwarcie Arka zbliżyła się jeszcze na 32:30 po skutecznych akcjach młodych Kacprów Marchewki i Gordona. Do przerwy było tylko +5, choć Anwil miał przewagę pod tablicami i solidne 7/18 z dystansu.
W 3. kwarcie Anwil odskoczył runem 11:0 od rywala, gdy m.in., sześć kolejnych punktów zdobył Kalif Young. Od stanu 50:44 zrobiło się 61:44. Włocławianie uruchomili swoją najmocniejszą broń, czyli defensywę. Trener Wojciech Bychawski próbował ratować sytuację przerwą na żądanie, ale tej maszyny nie mógł już zatrzymać. Po powrocie do gry przewaga Anwilu błyskawicznie przekroczyła 20 punktów. W sumie ten kluczowy dla losów całego meczu fragment włocławianie wygrali aż 23:0!
Teraz przed Anwilem dwa mecze świąteczne. 26 grudnia z Legią Warszawa w Hali Mistrzów (17.30), a w Nowy Rok najważniejsze derby koszykarskie w Polsce, czyli mecz w Toruniu z Arrivą Polskim Cukrem.
