Drzycimski stadion rodzi się w ciężkich bólach. Przynajmniej kilka osób, związanych z jego powstaniem, ma go szczerze dość. Czy firmie Rem-Bud, która wygrała przetarg na dokończenie inwestycji, uda się zakończyć złą passę? Oby. Inaczej wójt może stracić resztkę zdrowia, a ta budowa kosztowała go już niemało. - Wybraliśmy najtańszą ofertę, ale jestem przekonany, że to solidny wykonawca i nie będzie już żadnych niespodzianek - mówi z nadzieją Waldemar Moczyński.
Zadaniem wykonawcy, który zażądał 1,098 mln zł, będzie m.in. wykończenie gmachu zaplecza, budowa trybun, oświetlenie trenu. Finału należy się spodziewać w lipcu przyszłego roku.
Szykują się dwa procesy
Równolegle gmina będzie próbowała odzyskać to, co straciła z powodu nierzetelności, zarówno poprzedniego wykonawcy, jak i inspektora nadzoru. To od niego w pierwszej kolejności chce się domagać zwrotu 41 tys. zł. Tyle bowiem kosztowało tzw. wykonawstwo zastępcze.
Budowa stanęła po tym, jak wstrzymał ją powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. Dopuszczono się tylu zaniedbań, że istniała obawa katastrofy budowlanej. W międzyczasie fatalny wykonawca znikł. Aby móc ogłosić przetarg na kontynuowanie zadania, trzeba było najpierw wyłonić firmę, która w ramach zastępstwa, usunie niedoróbki. Kosztowało to wspomniane 41 tys. zł. - Ewidentnie wina leży po stronie inspektora nadzoru, który pobierał pieniądze za określoną pracę, a jej nie wykonywał - podkreśla wójt. - Gdyby rzetelnie podchodził do obowiązków, z pewnością dostrzegłby, że to, co się dzieje na budowie, nie jest zgodnie ze sztuką.
W innym procesie gmina chce pozwać wykonawcę za porzucenie placu budowy i niewywiązanie się z umowy. Problem w tym, że ten ogłosił upadłość i wyegzekwowanie choćby złotówki może być trudne.
Czytaj e-wydanie »