Najpierw był obowiązek
W ogrodzie przy domu znajduje się pasieka, a w niej 25 rodzin pszczelich, które wraz z ulami odziedziczyła po ojcu, Henryku Heinichu. Trzeba dodać, że tradycje pszczelarskie w jej rodzinie trwają już ponad 100 lat.
- Początkowo pomagałam ojcu, to był mój obowiązek, ale to on wszystkiego mnie nauczył. Kiedy odszedł, musiałam sama się jeszcze dokształcić, doświadczyć, przeczytać. Do dzisiaj prenumeruję "Pszczelarza" i "Pszczelarza Polskiego". Dopiero po latach obowiązek przerodził się w wielką pasję - mówi Grażyna Nowak.
Królestwo pani Grażyny
Ule są widoczne z okna domu.- Codziennie patrzę na nie, a mimo to, bez względu na porę roku i pogodę każdego dnia idę do pasieki. Tu się wyciszam, zapominam o całym świecie. Pszczelarkę interesuje zachowanie pszczół, ich zwyczaje.
- Kiedyś pszczoły mi uciekły, są wtedy nie do złapania. O dziwo, jednak zawróciły. Okazało się, że przyczyną ucieczki było strącenie matki pszczelej- kontynuuje nasza bohaterka.
Po dwudziestu latach zajmowania się królewskimi owadami, Grażyna Nowak uważa, że od pszczół można się wiele nauczyć, szczególnie organizacji pracy tak, aby budować, a nie burzyć. Martwi mnie, że jest, coraz mniej pszczelarzy, mniej pożytku dla pszczół, a wpływ na to mają opryski chemiczne roślin, rozwijająca się motoryzacja, wyrąb lasów. Sama też nie mam komu przekazać pasieki mówi pani Grażyna.