Rosjanin odmówił startu w niedzielnym meczu Włókniarza z Betardem Wrocław. W mediach oznajmił, że dostał tylko co dziesiątą z obiecanych złotówek. Klub natychmiast odpowiedział: zarzucił zawodnikowi pazerność i poinformował, że na jego konto trafiło 70 procent umówionych pieniędzy.
Laguta myślał o wypożyczeniu. To byłoby możliwe, gdyby nie zdobył w sezonie więcej niż 8 pkt. Żużlowiec nie doczytał jednak w regulaminie, że liczą się także bonusy. W Gdańsku tymczasem wystartował w 3 wyścigach i wywalczył 8+1 pkt.
Teraz Rosjanin może jedynie walczyć o rozwiązanie kontraktu z Włókniarzem. Regulamin daje takie prawo zawodnikowi, "gdy zaległość finansowa klubu względem zawodnika przekracza 60 dni, a klubowi doręczono pisemne wezwanie zawodnika do zapłaty zaległego wynagrodzenia pod rygorem wszczęcia postępowania w przed-miocie rozwiązania kontraktu".
Nieoficjalnie ustaliliśmy, że Rosjanin na brak zainteresowania nie będzie narzekał. Pasowałby choćby do Unii Leszno, gdzie zawodzi młody Mikkel Michelsen. Niewykluczone, ze zainteresowałby się nim Falubaz Zielona Góra, który jest niezadowolony z Andreasa Jonssona.
W środowisku spekuluje się, że jego wizyta na Motoarenie w niedzielę (komentował w telewizji mecz z Unią Tarnów) nie była przypadkowa. Rosjanin byłby idealną alternatywą dla Unibaksu, gdyby Darcy Ward w maju postanowił zakończyć sezon i poddać się operacji kolana, a na to się na razie zanosi.
Ekstraliga na razie nie komentuje tych informacji. Wiemy jednak, że spółka może ewentualnie rozwiązać kontrakt, ale dużo większe problemy będą z zatwierdzeniem Laguty do startów w nowym klubie. Regulamin zabrania bowiem startów w jednym sezonie w zawodach o mistrzostwo Polski w dwóch klubach (nie licząc wypożyczenia).