42-latek z Włocławka ma troje dzieci z dwiema kobietami. Z żadną z nich już nie jest. Mężczyzna powinien płacić na córki po 500 złotych miesięcznie alimentów. Tak zdecydował sąd.
Włocławianin jest jednak bezrobotny. Komornik nie może z niego ściągnąć zaległości. Pieniądze na dzieci, zamiast od ojca, matki jego dzieci otrzymują więc z ośrodka pomocy społecznej. Obie jego dawne partnerki podały go do sądu, a ten skierował sprawę do komornika.
Mężczyźnie uzbierało się już z tego tytułu ponad 14 tysięcy złotych zadłużenia. Gdy tylko tata znajdzie legalną pracę, urzędnicy upomną się o zwrot. Będzie to kwota powiększona o odsetki i inne koszty dodatkowe z tym związane.
Jest jednak problem: mężczyzna oficjalnie nigdy nie był nigdzie zatrudniony i wszystko wskazuje na to, że dalej nie będzie.
Rekordziści z naszego regionu
Dług 42-latka z Włocławka to prawie nic w porównaniu z tym, co dzieje się w województwie. Przykładowo - w Bydgoszczy. Tutaj najwyższe zaległości dłużników to około 250 tysięcy złotych. Jeden pan nie płaci na siódemkę swoich dzieci. To niechlubny rekord w naszym regionie.
A w tym mieście jeszcze znaczna część dłużników posiada zobowiązania w kwocie kilkudziesięciu tysięcy. To kilkadziesiąt osób.
Z danych Krajowego Rejestru Długów wynika, że polscy dłużnicy alimentacyjni zalegają obecnie ponad 4,6 miliarda złotych.
- Zadłużenie to rośnie sukcesywnie od kilku lat, nawet o prawie 700 milionów złotych rocznie.
Przeciętna kwota, z jaką zalegają osoby wpisane za długi alimentacyjne, wynosi blisko 28 tysięcy złotych.
Ściągalnością zobowiązań alimentacyjnych od dłużników alimentacyjnych zajmują się komornicy. Tymczasem Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej podaje, że udaje się ściągnąć jedynie 8 procent długów alimentacyjnych.
Dlaczego tak mało? Bo przeważnie niepłacące osoby to bezrobotni (przynajmniej oficjalnie), którzy często korzystają ze wsparcia ośrodka pomocy społecznej. I równie często zmieniają adresy zamieszkania. Szerokim łukiem omijają urzędy pracy, w których powinni się zarejestrować.
Tysiące do zapłaty
- W naszej ewidencji zarejestrowanych jest około 3600 dłużników alimentacyjnych, mieszkających na terenie Bydgoszczy - informuje Regina Politowicz, dyrektor Wydziału Zdrowia, Świadczeń i Polityki Społecznej w bydgoskim ratuszu. - Liczba dłużników systematycznie wzrasta.
I to w zastraszającym tempie. Podobnie mówi Kinga Maślanka, rzeczniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie we Włocławku.
- Jeszcze w zeszłym roku było to około 2000 osób, a teraz już mniej więcej 2400 - zaznacza pani rzecznik. - Maksymalnie wypłacamy, jak stanowi prawo, po 500 złotych alimentów na osobę.
Zobacz także: Dzieci nie są winne. Ale cierpią. - Jestem tylko sprzątaczką, dlatego żyjemy w biedzie - mówi matka
Bo to niekoniecznie musi być dziecko
- Nie każdy wie, że alimenty płaci się nie tylko na dzieci, ale czasami, na przykład po rozwodzie, także na rzecz byłego współmałżonka, czy na rzecz swoich rodziców - podkreśla Katarzyna Sudaj, analityk portalu ekonomicznego Bankier.pl.
Bez prawa do jazdy
Regina Politowicz tłumaczy natomiast: - W przypadku, gdy dłużnik przez ostatnich sześć miesięcy nie regulował alimentów w kwocie nie niższej niż 50 procent alimentów, wówczas zostaje wydana decyzja o uznaniu dłużnika za uchylającego się od zobowiązań alimentacyjnych.
Ten krok może spowodować, że dłużnik - jeśli ma - to straci prawo jazdy.
- Decyzja ta po uprawomocnieniu się jest podstawą do złożenia wniosku o zatrzymanie prawa jazdy oraz wniosku o ściganie dłużnika za przestępstwo określone w kodeksie karnym - dodaje dyrektor z bydgoskiego WZS.
Tyle, że dłużnicy alimentacyjni często nie posiadają prawa jazdy, bo wcześniej go sobie nie zrobili.
Czytaj e-wydanie »