Medycy i bliscy pana Edmunda zgodnym chórem podkreślają: pat!
Pacjent już trzeci raz odmówił leczenia w szpitalu. Ostatnio trafił tam w miniony piątek. Po wielu podchodach rodzinie chorego udało się go przekonać, że powinien podpisać zgodę. Później się jednak z tego wycofał, więc wczoraj karetka odwiozła go domu.
Przeczytaj także:Ciężko chora Angelika, dzięki miłości babci i wsparciu ludzi dobrej woli wraca do zdrowia
- Nie mieliśmy innego wyjścia. Choć wiemy, że ten pacjent powinien u nas zostać na dłużej - komentuje Marek Nowak, szef grudziądzkiej lecznicy.
Zaznacza on, że psychiatra, który badał pana Edmunda, nie stwierdził choroby psychicznej.
Chcieliśmy go umyć
W tzw. międzyczasie rodzina zleciła uprzątnięcie pokoju pana Edmunda. Potrzebne było też odkażenie. Z nóg 60-latka bowiem sączyła się ropa wywołując nieprawdopodobny wręcz fetor. Było go czuć w niemal całej kamienicy i obok niej - na chodniku.
Bliscy mężczyzny twierdzą, że od samego początku robili wszystko, co w ich mocy, aby mu pomóc.- Próbowaliśmy go myć, ale nas do siebie nie dopuszczał. O sprawie zostali poinformowani pracownicy socjalni i policjanci. Wzywaliśmy też pogotowie - mówi Karolina Przewodowska, siostrzenica pana Edmunda.
Medycy pojawili się u niego 13 i 29 grudnia. Został przewieziony do szpitala. Nie zgodził się jednak na pobyt, więc musiał zostać wypisany do domu. Szef szpitala twierdzi, że pan Edmund został zaniedbany przez rodzinę. - Dlaczego mieszkał w takich warunkach? Dlaczego nikt nie zakładał mu pampersów? - pyta Marek Nowak.
Bliskich pacjenta stara się bronić Sylwia Gnutek, pracownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Grudziądzu. - Starali się mu pomóc, ale on tego odmawiał i reagował agresją. Sytuacja była bardzo trudna, bo pan Edmund nie jest ubezwłasnowolniony. Z tego co wiem, rodzina złożyła o to wniosek do sądu - zapewnia pani Sylwia.
Co dalej będzie się działo z 60-latkiem?
- Przygotowaliśmy wniosek do sądu, aby wyraził zgodę na umieszczenie pana Edmunda w domu pomocy społecznej. Będziemy się starać, aby ta decyzja zapadła jak najszybciej - wyjaśnia pracownik socjalny.
Problemów z takimi pacjentami nie ma w szpitalu uniwersyteckim im. Jurasza w Bydgoszczy. - Nie przypominam sobie, aby w ciągu ostatnich dwóch lat trafił do nas chory, który z pełną świadomością odmówiłby pomocy - stwierdza Marta Laska, rzeczniczka prasowa lecznicy. Częściej na opatrzenie ran czy inne zabiegi nie godzą się ci pacjenci, którzy do szpitala trafiają po "kielichu".
- Niektórzy z nich wręcz żądają, aby ich wypuścić. Jesteśmy zmuszeni to robić - dodaje rzeczniczka prasowa szpitala w Bydgoszczy.
Wszystko w rękach sądu
Co można zrobić w takiej sytuacji, w jakiej znalazła się rodzina pana Edmunda? Wyjścia są w zasadzie tylko dwa. - Można złożyć wniosek o ubezwłasnowolnienie krewnego i zwrócić uwagę sądowi, aby rozpatrzył go jak najszybciej - wyjaśnia radca prawny Stanisław Wajsgerber.
A druga opcja?- Gdy sprawa jest bardzo pilna, sąd może wydać tzw. zarządzenie tymczasowe. Na jego podstawie można skierować chorego na leczenie bez jego zgody - odpowiada Stanisław Wajsberger. Zaznacza jednak, że takie zarządzenia są wydawane bardzo rzadko.
Czytaj e-wydanie »