Tomasz Lech jak burza wtargnął w kwietniu na podium mistrzostw Polski, od razu zdobywając dwa złota. W kategorii do 100 kg i w open. To obecnie najlepszy, polski kulturysta.
Furorę zrobił też na mistrzostwach Europy w Maastricht. Wywalczył srebro w swojej wadze.
Na kurczaku i ryżu
- W trudnych chwilach, a było ich wiele, bardzo pomagała mi Elwira - Tomasz jest wdzięczny swojej partnerce - w dużym stopniu dzięki niej osiągnąłem cel.
Dotąd, jeden z czołowych strongmanów w Polsce, jadł wszystko i ile chciał, by mieć potężną siłę. Nagle, wybierając kulturystykę, jego menu skurczyło się drastycznie. Je tylko zdrową żywność, a 12 tygodni przed zawodami stosuje drakońską dietę.
- Pewnie nie wytrwałbym, jedząc głównie piersi kurczaka, ryż i brokuły, gdyby nie Elwira - przyznaje Tomasz. - Przeszedłem na posiłki siedem razy dziennie, w ściśle wyznaczonych godzinach i ilości. Elwira pokazała mi, jak szybko ugotować konkretne danie. Najpierw sama wszystko przyrządzała. Później gotowałem sam. Wstawałem na pierwszy trening o godz. 5.30, nie chciałem jej budzić. Umiałem już w ciągu godziny przygotować posiłek na cały dzień. Porcjowałem dania do pojemników i o wyznaczonej porze odgrzewałem. Na śniadanie jadłem omlet z białek 10 jaj, do tego 20 gram orzechów i 100 gram płatków owsianych. Kolejne posiłki - czyli obiad na raty to np. 200 g piersi kurczaka, 60-70 g ryżu i 200 g brokułów. I tak co trzy godziny. Z napojów - tylko woda mineralna.
Obiecała reagować, jeśli zacznie okazywać słabość i sięgnie po "zakazany owoc", np. słodycze.
- Normalnie nie przepadam za słodyczami. Jednak świadomość, że nie mogę ich jeść, kusiła - tłumaczy Tomasz Lech. - Po mistrzostwach Europy, kiedy już zdobyłem medal, poszedłem po batony i zjadłem ich chyba z piętnaście!
Wkraczała też, gdy zniechęcał się do treningów. - Wytrzymasz, dasz radę - przekonywała.
Nie stronili od spotkań towarzyskich. Tylko że zaproszeni przez znajomych, przychodzili z... pojemnikami ze swoim jedzeniem. Gospodarze to akceptowali i dania odgrzewali.
Także na Wigilię u rodziców Elwiry przynieśli pojemniki z dietetycznymi potrawami.
Na tydzień przed zawodami wykluczał z menu także sól i przyprawy.
Wyjątkowa siła woli
- Dieta to jedno. Tomek musiał też wytrwać w reżimie specjalnych treningów, gdy oboje pracujemy, prowadząc sklepy - podkreśla Elwira - twardo ćwiczył rano i wieczorem. Podziwiałam jego siłę woli. Dokładnie 19 maja, rok temu, w swoje urodziny, postanowił, że poświęci się kulturystyce. W lipcu rozpoczął treningi. Robiliśmy dokumentację zdjęciową, jak zmienia się umięśnienie strongmana w "wyrzeźbioną" sylwetkę kulturysty. I w tym roku, na 19 maja zrobił sobie srebrnym medalem prezent.
- Tuż przed mistrzostwami sił starczało Tomkowi tylko na treningi. Stał się małomówny, czasem rozdrażniony - wspomina Elwira - tak reaguje organizm kulturysty na różne ograniczenia. Wzięłam na siebie gotowanie, gdy musiał dopracowywać pokaz na zawody.
- Uzupełniamy się. Biorę na siebie wiekszość domowych obowiązków przed zawodami, ale później Tomek się rewanżuje i to ja mam "labę" - uśmiecha się Elwira - z nim można wszystko dobrze zorganizować. Trudne chwile umiemy przetrwać.
Na granicy wytrzymałości
24 godziny przed zawodami kulturyści odstawiają także wodę. Bo gromadzi się pod skórą i “zamazuje" wyrazistość mięśni. Bywa, że podczas prezentacji 7 obowiązkowych póz zawodnik słabnie.
- Po 10-minutowym pokazie na mistrzostwach czułem się, jak po godzinnym, ciężkim treningu na siłowni - przyznaje Tomasz - niektórym idzie krew z nosa albo wręcz mdleją.
Tyle wyrzeczeń, żeby w dniu mistrzostw Polski czy Europy przekonać sędziów, że jest się godnym medalu!
Dziś oboje wiedzą: warto było. Tygodnie, a nawet miesiące wyrzeczeń, przełożyły się na srebrny medal mistrzostw Europy.