https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ich Wigilia ma zapach "dykty"

Beata Korzeniewska
i taniego wina, trąci nadpsutym mięsem i spleśniałym chlebem. Są jak nocne motyle: brzydkie, niechciane i niczyje. Żyją krótko, jak one. Biegają wciąż tą samą ścieżką, tam i z powrotem. Dopóki śmierć się o nich nie upomni.

     Odwiedzamy ich co roku. Zawsze o zmierzchu, bo za dnia są zajęci. U bezdomnych czas mija inaczej, odmierzają go posiłki i wizyty w skupie złomu.- Jakby człowiek mógł, to by w sen na zimę zapadł i obudził się ciepłą wiosną. Ale cholera niedźwiedziem nie jestem. Zabawimy się? - Mariusz wita nas z uśmiechem. Cuchnie z kilku metrów. Na Dworcu Wschodnim spędza całe dnie.
     Dziś oprócz jego towarzysza nikogo już tu nie ma. Obaj siedzą na ławce i popijają denaturat. Reszta wybyła, bo i tak punkt 21.00 wyrzuciliby ich sokiści. Kolega Mariusza zagryza "dyktę" chlebem. Zachowuje się tak, jakby nas nie widział i mamrocze coś pod nosem.
- Przed chwilą wylaliśmy im 3,5 litra denaturatu - jeden z sokistów wskazuje niebieską butelkę pod ławką. - I zobaczy pani, znowu mają. Nawet nie rozcieńczają. Czasem pije z nimi kobieta. Codziennie zamykamy przed nimi drzwi, ale zawsze wracają. W święta też tu będą.
     Wigilia w świniarni
     
Ul. Starotoruńska. Tzw. świniarnia. W małym szajerku mieszkają tu cztery osoby. Budynek nie ma okien ani drzwi. Wejście zabarykadowane jest blachą.
     Zbigniew. 72 lata: - Widziałem dziś tych z "drogówki" i powiedziałem im żeby do mnie przyjechali. Ten Darek, co tu mieszka rower mi ukradł i pieniądze, a teraz "kosę" chce mi sprzedać. Co się pani tak dziwi? Zostaliśmy we trójkę, bo moja Teresa sobie poszła. 25 lat tu pilnuję. Najpierw mieszkałem na świniarni, a teraz tu, bo tamto rozebrali. Węgla nie mamy, bo wciąż jakieś kwity chcą. Chyba do Boga wniosek złożę. Chcę dzielnicowego poznać, bo mnie napadają! - _krzyczy.
     - _Kto cię kur... napada?
- dobiega głos z drugiego kąta - Co ty Zbychu pier...?! Zapytany o święta Zbyszek płacze. Jest tak pijany, że musi oprzeć się o mur. - Miałem dom, ale w kryminale byłem i mnie wymeldowali. Syn ułożył życie beze mnie. Mam 418 zł z zapomogi. Kur... rower miałem, to na fajans się jeździło: butelki były i puszki, a teraz... Może do Caritasu pójdę i zobaczę co tam dadzą. Potem chce do Monaru! Pani patrzy ile przeżyłem - podciąga koszulę i wylicza grube blizny. - To wszystko "kosy" kur..., a tego Darka to rozp.... To on mnie tak porżnął. Pani patrzy ile mam szwów. Ze czterdzieści.
     **_Ula i mięso
     Z pomieszczenia wychodzi kobieta. Wygląda jak uciekinierka z obozu zagłady. Jest tak słaba, że z trudem podchodzi do drzwi. Ula ma 49 lat. Mieszka tu z mężem Grzegorzem. - _Dzieciaki były, ale poroniła
- krzyczy Zbyszek.
     Urszula także mieszkała w świniarni - Pierwsi tu byliśmy - mówi drżącym głosem. - Wzięliśmy Zbycha, bo gdzie miał iść. Tu nam dobrze, a pieniądze zawsze są. Mąż złom przynosi. Pani w garnek zerknie, mięso jest. Na święta idę do ojca. Nie mogę u niego mieszkać, bo wszyscy żyją tam na kupie w jednym pokoju. Na zdrowie nie narzekam. Największy mróz wytrzymamy. Może pani mi życzyć mieszkania. Miałam kiedyś swoje. Potem mąż na odmę zachorował i na opłaty już nie było. Drukarzem jestem z wykształcenia, ale polikwidowali wszystko. Do schroniska nie chcemy. Zresztą nie po to ślub brałam, żebyśmy żyli osobno.
     _Każdy dzień w świniarni wygląda tak samo. - _Wstajemy o 6.00
- Ula przygryza papierosa. - Zbysiu pali w piecu, żeby kawę czy herbatę zrobić. Potem chłopacy w swoją stronę idą. Ja sprzątam i ognia pilnuję. Zbyciu jedzenie przynosi i razem gotujemy. Ubikacji nie ma. Po wodę to do studni chodzimy. Z praniem do ojca idę, w pralce automatycznej tam piorę. Na świniarni było lepiej, bo choć okna były. Jeszcze tylko chłopaki choinkę przyniosą.__
     **_Szczęście w oborniku
     Stara pieczarkarnia przy Szosie Bydgoskiej. Piotr, lat 29. Bezdomny od 8 lat. Mieszka na gnojowisku. Jest na dnie.
     Smród nie do zniesienia. W oborniku toniemy po kostki. Nie wierzymy własnym oczom. Na wiadrze siedzi skulony człowiek. Obok palący znicz i reklamówka. Wystają z niej butelki z butaprenem i rozcieńczalnikiem. Piotr ledwie mówi. -
Mam uszkodzony centralny układ nerwowy - recytuje i z grymasem spogląda w naszą stronę. - _Opieka mi płacić nie chce. Czwarty rok tu mieszkam. Śpię na kartonie. Gnój jest naprawdę ciepły, przykrywać się nie muszę.
     _Dom rodzinny Piotr pamięta przez mgłę - _Nawet dziewczynę miałem, ale odeszła
- mówi. - Rodzice pomarli. Zostałem sam i mnie eksmitowali. Nie chcę do schroniska, bo tam każą na materacu spać i o szóstej trzeba już wychodzić. Byłem dziś w kościele, kawałek chleba dostałem. Tu jestem bezpieczny, nikt mi nie przeszkadza i nie zaczepia. Mamę na cmentarzu odwiedziłem. Trzy świeczki jej zostawiłem, a trzy wziąłem. Wiem, że to co robię, to nie życie...
     
- Powiedz Piotr, sam cię przecież do Monaru zawiozłem - mówi strażnik. - Powiedz pani, co zrobiłeś.
     
- No wyszedłem - Piotr tak się trzęsie, że papieros wypada mu z rąk. - Nie mogę u góry spać, bo spadam, a tam mi kazali. Czasem boję się zamarznę, bo kiedyś tu jeden zamarzł. Wtedy wdycham i od razu mi cieplej. Świat też nie jest wtedy taki okropny. wie pani, tylko tego nikt mi nie zabierze. Uzależniony jestem, ale na relanium mnie nie stać. Niech pani się nie martwi, moje święta też będą kolorowe.
     **_Gruźlica lubi bezdomnych
     Po drodze na Podgórską zaglądamy do fortów przy Kujawskiej. W środku nie ma nikogo. Śmierć przegoniła stąd wszystkich lokatorów. W ub. zimę z wychłodzenia zmarły tu dwie osoby.
     Na pierwszy rzut oka w starej ruderze na Podgórskiej nikt już nie mieszka. Mieszkańców zdradzają psy.
     Aniela 52-lata. Franek lat 49. Drzwi otwierają po kilku minutach. Aniela lubi gości, zaprasza do środka. Potykamy się o szmaty, plastikowe butelki, puszki i papiery. Razem z konkubentem zajmuje mały pokoik. - _Od 98 r. tu mieszkamy. 5 stycznia mam iść do ZGM-ów i chyba dostane mieszkanie
- opowiada Aniela. - Mam rentę, do tego Franek złomu naniesie. Wesoło nam, dwa pieski mamy. Widzi pani jakie kochane. "Pędzel" z "Kropką" bez przerwy szczekają. - Ciepło mamy i jakoś się żyje. Wcześniej na Żółkiewskiego mieszkałam, ale to było lokum zakładowe. Tu nie ma prądu, ani wody. Robiłam kiedyś w zakaźnym, w MPO sprzątaczką byłam. Teraz rentę na gruźlicę tu dostałam. Zresztą znowu mi coś w gardło weszło. Na Wigilię do Franka ojca idziemy.
     _Franek śpi obok w ubraniu. - _Zmęczony, bo ze złomu wrócił - _Aniela poprawia włosy
- Dobry dzień dziś mieliśmy. Ponad 100 zł wpadło. To i krupniczek dobry ugotowałam. Zadowolona jestem z życia. Zdrowie najważniejsze, no i Franka mam. Czasem tylko się denerwuje, jak za dużo sobie łyknie. Z mężem rozeszłam się nim krótko po ślubie, bo na zdradzie go chwyciłam. Przystojniejszy był od Franka, ale dziewczyny lubił.
     Ludzie z fortów
     Poligon. Fort Bema. Bez latarek i przewodnika nie mielibyśmy tu najmniejszych szans. Po 10 minutach marszu trafiamy do fortu. Wejście zakrywają grube dywany. Zastajemy dwóch młodych chłopaków. Stoimy w "pokoju gościnnym", obok sypialnia z flagą amerykańską nad łóżkiem.
     Lokatorzy są trzeźwi, czysto ubrani. Niezadowoleni, ale uprzejmi. Gospodarzem jest tu 25-letni Maciek. Dziś ma powody do radości. Kilka dni temu został ojcem. - _Wszystko poszło dobrze
- podaje strażnikowi rękę. - _Mam córkę. Obie są w Caritasie, bo dla dziecka tu za zimno. A my sobie radzimy.
     _W kącie stoi mała choinka. - _Święta na pewno będą. Może nie takie, jak kiedyś w domu, ale będą. Dziś zlew żeliwny przynieśliśmy, ze trzy kilogramy puszek i cała torbę aluminium. Rano sprzedamy, potem pójdziemy się wykąpać i pomyślimy o prezentach. Niczego nam nie trzeba.
     
Szczury i ludzie
     Obok koczuje młode małżeństwo. Justyna ma 23, Janusz 25-lat. Jest prawie północ, leżą już na materacach. Święta są dla nich ważne. -
Bigos będzie, a opłatek już dostałam - mówi Justyna. - _W Sylwestra mamy pierwszą rocznicę ślubu - śmieje się Janusz . Pobrali się na przekór rodzicom. - Pochodzimy z Chełmży - opowiada chłopak. - Teraz tu mamy dom i jest nam dobrze. Głównie z puszek żyjemy. Łatwo nie jest, bo 60 sztuk na kilogram trzeba zebrać. Od trzech lat jesteśmy bezdomni.
     Okazuje się, że nie mieszkają sami. Z ciemności wyłania się Grzegorz. - Jak wy z gazety jesteście, to ja wam wszystko o bezdomności opowiem. Mam 37 lat i trochę o tym wiem - zapina koszulę. - Tu jest dobrze, bo nie ma szczurów. Nawet gdyby jakiś był, to można go wyprowadzić. To takie zwierzę, co instynktownie za jedzeniem idzie, czasem nawet atakuje. Robi wszystko, żeby przeżyć. Napatrzyłem się na nie i im się nie dziwię. Są ciężkie czasy i każdy chce żyć. Byłem tu sam, ale w końcu tego Maćka, co tu obok mieszka, spotkałem. Płakał. Mówił, że nie ma gdzie spać. To mu powiedziałem: Przyjdź na poligon. Wszystko ci pokażę, a potem jak sobie zbudujesz, tak się wyśpisz. Musisz sobie załatwić jedzenie, wodę, i rzeczy. Wtedy przeżyjesz. Każdy chce mieć swoją norkę, bo ludzie, jak te szczury, są i intymni i grupowi. I żyć też muszą.
     Za pomoc w zebraniu materiału dziękuję strażnikom miejskim: Dariuszowi Czarneckiemu, Adamowi Żuchowskiemu oraz Wiesławowi Lewandowskiemu.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska