Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iga Baumgart-Witan: z mamą po medal olimpijski. - Czasami się kłócimy, ale ten układ się sprawdza

Joachim Przybył
Joachim Przybył
Iga Baumgart-Witan z mamą
Iga Baumgart-Witan z mamą Dariusz Bloch
Nikt tak dobrze nie zna, mama najlepiej wie, kiedy trzeba mi dołożyć treningów, kiedy trochę odjąć. Doskonale się rozumiemy i możemy rozmawiać o wszystkim - mówi Iga Baumgart-Witan. A także o zbliżającym się mityngu Copernicus Cup oraz największym marzeniu do spełnienia.

Wkrótce zaczyna się sezon halowy, ale za pasem także sezon olimpijski. Wielu lekkoatletów nie lubi takiego połączenia.
Uważam właśnie, że hala jest potrzebna, a na pewno nie koliduje z sezonem zimowym. To fajny przerywnik po ciężkiej pracy na treningach i zgrupowania. Oczywiście, to nie jest najważniejszy cel dla większości lekkoatletów, jest raczej środkiem, żeby znaleźć optymalną formę latem. Sama wystartuję w Copernicus Cup, a potem na mistrzostwach świata zaraz po ciężkiej pracy, więc forma i wyniki są dla mnie zagadką. To już są treningi pod kątem igrzysk, ale wierzę, ze nie przeszkodzą mi szybko biegać już teraz.

Już na Copernicus Cup w Toruniu?
Liczę na to. Uwielbiam startować w tym mityngu, świetnie się biega w Toruniu. Naprawdę rzadko zdarza się, aby na trybunach była taka atmosfera. Dwa razy wygrałam w Toruniu i chciałabym znowu to powtórzyć. Mityng z roku na rok się rozwija, ma coraz większy prestiż. W poprzednim sezonie został uznany najlepszym mityngiem w cyklu i jako zawodniczka mogę jedynie tylko potwierdzić.

W umowie na start w Copernicus Cup ma być zapis o premii za halowy rekord Polski. To dodatkowa motywacja?
Jeszcze musimy o tym porozmawiać (śmiech). Tuż przed mityngiem mam jeszcze jedno zgrupowanie. Dopiero wtedy muszę zdecydować czy powalczyć o wyższe startowe czy o premię za rekord Polski. Przez miesiąc może się jeszcze sporo zmienić, na razie mam za sobą pierwsze treningi w kolcach, więc dyspozycja jest sporą niewiadomą. Mam nadzieję, że będę przygotowana na rekord Polski, ale to zobaczymy w Toruniu.

Jeszcze dwa lata temu narzekała pani na starty w hali, zwłaszcza na ciasne łuki. A rok temu mistrzostwo Polski, mistrzostwo Europy w sztafecie, drugi wynik w historii naszej lekkoatletyki w hali.
Okazało się, że mimo moich stadionowych warunków fizycznych hala wychodzi mi całkiem nieźle. Może dlatego, że nie ma wiatru? Jestem szczupłą zawodniczka i zdarza się, że wiatr na jednej prostej na otwartym stadionie mnie wykańcza. Jest jednak warunek: muszę w hali pierwsza schodzić z łuku. W innym wypadku muszę wyhamować mój długi krok, od razu gubię rytm i są problemy. Nauczyłam się, że biegi w hali muszę inaczej rozgrywać niż na stadionie i wtedy to fajnie wychodzi. Bardzo ważne w tym wypadku są taktyczne uwagi mojej trenerki.

Skoro o trenerce mowa, to jak pracuje się z mamą? To chyba niełatwy układ?
Różnie bywa, ale zdecydowanie jest więcej jest plusów takich relacji. Pewnie, zdarzają się trudne chwile, gdy za dużo jest mamy w moim życiu oraz mnie w życiu mamy. Zdarzają się także kłótnie, czasami musimy odpocząć od siebie, ale bardzo szybko odnajdujemy porozumienie. Z drugiej strony, nikt tak dobrze nie zna, mama najlepiej wie, kiedy trzeba mi dołożyć treningów, kiedy trochę odjąć. Doskonale się rozumiemy i możemy rozmawiać o wszystkim. Takie zaufanie potem przekłada się na efektywną pracę.

Tworzycie teraz jedną z najlepszych sztafet świata. Tak mocna konkurencja w ramach reprezentacji dodatkowo motywuje?
Pewnie. To świetna sprawa, że już nie jedna, ale dwie Polki biegają w finale mistrzostw świata. Im większa konkurencja, tym łatwiej zbudować fajny team, który później wygrywa medale w sztafetach. To nie jest łatwy temat, jednego dnia biegamy razem w sztafecie, a za chwilę jesteśmy rywalkami w biegach indywidualnych. Przez 99 procent czasu rywalizujemy ze sobą, a w tym 1 procencie musimy się zjednoczyć w jednym celu. Jakoś sobie z tym radzimy.

Ostatnie lata pełne medali zmieniły pani życie?
Wiele się nie zmieniło. Na pewno jestem bardziej rozpoznawalna, więcej osób mnie zatrzymuje, pisze do mnie w mediach społecznościowych. To zwykle bardzo miłe kontakty. Wydaje mi się, że znalazłam odpowiednią równowagę: rywalizuję na wysokim poziomie, stałam się rozpoznawalna, ale wciąż mam swoje prywatne życie. Robertem Lewandowskim nie jestem (śmiech), do sklepu mogę iść bez problemu.

Od ubiegłego roku jest pani żołnierzem Wojsk Obrony Terytorialnej. Jak rozwija się kariera w mundurze?
No właśnie nie rozwija się, jest w stanie zawieszenia. Cały czas jestem na wyjazdach, musiałam przełożyć wszystkie szkolenia. Na razie chcę koncentrować się na bieganiu i igrzyskach.

Największe sportowe marzenie chyba łatwo zgadnąć?
To proste pytanie: medal olimpijski. Wierzę, że w tym roku to marzenie zrealizuję.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska