Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakie tajemnice kryje gabinet wojewody?

Dariusz Knapik
Wojewoda Bruski traktuje marynarkę jak służbowy uniform. Nie kryje jednak, że czasami, w porze upałów, gdy jest sam, pozwala sobie pracować tylko w koszuli. W takim stroju konferuje jedynie z najbliższymi współpracownikami.
Wojewoda Bruski traktuje marynarkę jak służbowy uniform. Nie kryje jednak, że czasami, w porze upałów, gdy jest sam, pozwala sobie pracować tylko w koszuli. W takim stroju konferuje jedynie z najbliższymi współpracownikami. fot: Jarosław Pruss
Za czasów wojewody Józefa Rogackiego w barku stały koniaki, whisky i czysta wódka. Dziś nie ma tu już nawet śladu alkoholu, a w barku leżą... segregatory z aktami.

Ten gabinet obrósł już legendą. Najgłośniejsza historia wiąże się z nazwiskiem Józefa Ramlua, powołanego na urząd w styczniu 2006 roku. Nowy wojewoda służył społeczeństwu i rządowi premiera Jarosława Kaczyńskiego często do samego wieczora. A do domu miał daleko, mieszkał bowiem na wsi, spory kawał za Toruniem.

Raptem po urzędzie gruchnęła wieść, że nowy szef, oszczędzając sobie wydatków na komorne, urządził sypialnię w swoim gabinecie. Konkretnie w sąsiadującym z nim pokoiku na zapleczu, który od niepamiętnych czasów służył wojewodom do relaksu. Mogli mu się oddawać na solidnej, rozkładanej kanapie. Ramlau zorganizował komplet pościeli i nocami zapadał na niej w głęboki sen.

W papciach po urzędzie

Pierwsi wykryli to portierzy. Całe pierwsze piętro, gdzie znajduje się gabinet wojewody, od dawna już monitorują kamery. Jakież było zdumienie jednego z portierów, gdy wczesnym rankiem zobaczył na ekranie swego szefa, jak w piżamie i papciach kroczy z ręcznikiem do toalety.

Wieść niesie, że wkrótce, na polecenie samego wojewody, kamera monitorująca ten odcinek korytarza została wyłączona. Ale mleko się już wylało. Wkrótce bydgoska, a później ogólnopolska prasa zaczęła się rozpisywać jak to Ramlau zamienił swój urząd na hotel. Wojewoda rad nie rad zaczął więc dojeżdżać do domu i rozglądać się pokojem do wynajęcia. Miał już coś na widoku, ale wręczono mu dymisję. Rządził niecałe pół roku.

Następca Zbigniew Hoffmann zostawił po sobie gigantyczną mapę województwa. Miała blisko trzy metry na trzy, zajęła ponad pół ścianę w gabinecie. Gdy wojewoda wybierał się w teren, zbierał się przed nią sztab współpracowników i debatowano jakie miejscowości należy odwiedzić.

Gdański stół i... meblościanka z PRL-u

Wojewoda Rafał Bruski wkroczył do urzędu rankiem 29 listopada 2007 roku. Podwiozła go żona, resztę drogi przeszedł piechotą. Wtedy pierwszy raz w życiu przekroczył progi swego nowego gabinetu. Wcześniej był w urzędzie tylko raz, 10 lat temu, jako inspektor skarbówki. Oglądał tylko gabinet wicewojewody, gdy pokazywał upoważnienie do kontroli. Teraz, kiedy patrzył na swe nowe włości, miał mieszane uczucia.

- Nigdy nie gustowałem w ciężkich meblach, w gdańskim stylu. Wystarczy, że w domu mam historyczną, 25-letnią meblościankę z dębowej płyty - mówi Bruski.
Wnętrze gabinetu urządził jeszcze w 1992 roku wojewoda bydgoski Włodzisław Giziński. Meble wypatrzył w którymś z pokojów w urzędzie. - Chociaż za PRL-u pokryto je ohydnym lakierem, od razu się w nich zakochałem. Dałem je do renowacji i udało się przywrócić im dawny wygląd. Do dziś jestem z tego bardzo dumny - nie kryje Giziński. Meble służyły potem kolejnym gospodarzom tego gabinetu. W 1998 roku wojewoda Teresa Piotrowska uzupełniła ten komplet o stylowy stół.

Wojewoda Bruski nie kryje, że dojrzał do zmian dopiero po obejrzeniu gabinetu swego zastępcy Dariusza Kurzawy. - Tam było jak za PRL, meblościanka, ława, fotele, każde z innej parafii. Jeszcze bardziej poraził mnie sekretariat. Dosłownie, katastrofa! Bywają tu ministrowie, ambasadorzy, a ja nie chcę przynosić wstydu władzy, którą reprezentuję - mówi Bruski.

Podsłuchu się nie boję

Latem 2008 roku, po raz pierwszy od kilkunastu lat przeprowadzono gruntowny remont gabinetu wojewody. A także jego zastępcy oraz obu sekretariatów. Wojewoda uparł się na wymianę drzwi. Stare były podwójne, na dodatek obite prehistoryczną, wygłuszająca wykładziną ze skaju.

- Może kiedyś pilnowano, by nikt nie mógł podsłuchiwać wojewody. Ja uznałem, że w tym urzędzie nie ma tajemnic, a dostęp do wojewody nie może przypominać twierdzy - mówi Bruski.

Nie kryje, że zawsze gustował w nowoczesnych meblach. Przeciwnie niż jego zastępca Dariusz Kurzawa, który na długo przed remontem zarezerwował sobie meble wojewody Gizińskiego. Kanapę Ramla, w której zachował się nawet... komplet pościeli, wziął sobie rzecznik Piotr Kurek. Dziś przesiadują na niej dziennikarze.

Gabinet wojewody jest obecnie przestronny i na wskroś nowoczesny. Oprócz biurka stoi w nim stół i 8 krzeseł, mały stolik, sofa, dwa fotele i komoda. Żadnych regałów, czy szaf, biblioteki z książkami. Jedyny tom to ozdobny foliał o historii Ukrainy, prezent goszczącego tu konsula. Oprócz godła państwowego, nowoczesnego zegara i kinkietów, ściany są gołe. Wiszące tu od lat obrazy, wypożyczone przez bydgoskie muzeum, na polecenie wojewody, wróciły do właściciela.

Gdzie zginął barek

- Tu ma żadnego barku! Za moich czasów w tym gabinecie nie spłynęła ani kropla alkoholu - oświadcza wojewoda. Bruski kontynuuje tradycje swego poprzednika Zbigniewa Hoffmanna, który zasłynął, jako zagorzały abstynent. Wojewoda odziedziczył po nim jedynie oszkloną szafkę, bogato wyposażoną w komplety kieliszków do wszelkiej maści alkoholu, a także obiadową zastawę na 12 osób. Bruski uznał jednak, że proszonych obiadów, ani bankietów nie zamierza tu urządzać. Szafka z zawartością trafiła do magazynu.

A pomyśleć, że w 2000 roku, tylko przez pierwsze sześć miesięcy, z funduszu reprezentacyjnego wojewody Józefa Rogackiego wydano na alkohol ponad 10 tysięcy złotych. Fakt, że rachunki na cześć tej kwoty dotyczyły szampanów i wina na uroczyste spotkania. Ale ponad połowa poszła na alkohol, który wędrował do gabinetów Rogackiego oraz dyrektora generalnego Mirosława Orłowskiego.

Wojewoda trzymał w barku markowe koniaki i whisky, ale na wszelki wypadek była też czysta wódka. Jego zastępca Michał Joachimowski wolał częstować gości prywatnym alkoholem. Drugi wicewojewoda Zbigniew Muchliński na spotkaniach z podległymi dyrektorami serwował wyłacznie piwo. Barek był w pokoiku na zapleczu, tam gdzie nocował Ramlau. Obecnie stoi w jednym z pomieszczeń biura wojewody, a zamiast wodki leżą w nim... segregatory z aktami.

Dziś rolę barku pełni szafka w sekretariacie wojewody. Są w niej soki z "Hortexu", mineralna z Żywca, kawa rozpuszczalna i herbata Lipton. Dla gości jest zawsze trochę ciastek w czekoladzie i cukierków, jabłka gruszki i nektarynki. Sam wojewoda ogranicza się do jednej, porannej kawy, czasem, gdy przyjdą goście, pozwala sobie na drugą, dla towarzystwa. W domu pija tylko herbatę, zwykłą, żądnych smakowych.
Słodycze? Tylko dla gości. - Trzeba je trzymać z daleka ode mnie, bo czasem mam skłonności do łakomstwa - przyznaje Bruski.

Został po nim... atrament

Na biurku wojewody próżno szukać papierów, gadżetów, nie ma nawet komputera. Jedynym dysonasem jest maleńki dzwonek. Dostał go od działaczy "Solidarności", podczas jednej z manifestacji pod urzędem. Figuruje na nim napis: Ostatni dzwonek dla rządu RP. - Uznałem, że jest to mimo wszystko sympatyczne. Trzymam go zawsze pod ręką, gdyby zdarzyło mi się oderwać od rzeczywistości lub za wysoko podnosić głowę - mówi wojewoda.

Z ratusza Bruski zabrał ze sobą tylko wieczne pióro Watermana, imieninowy prezent od prezydenta Konstantego Dombrowicza, na którym wygrawerowano jego imię i nazwisko. - Kiedyś używałem tylko długopisów, pióro uważałem za snobizm. Dziś nie mogę się bez niego obyć, znacznie lepiej i szybciej mi się nim pisze - przyznaje wojewoda. Na jego biurku leży kałamarz z atramentem. To pozostałość po innym piórze, podarunku od niemieckiego ministra spraw zagranicznych Franka Steinmeiera. Niestety, po dwóch dniach prezent się zepsuł.

Bruski kontynuje tradycje wojewody Ramlaua, który też był wielbicielem piór. A także zielonego atramentu, innego nie używał. Podwładni przeczesali wiele sklepów, by zebrać odpowiednie zapasy. Potem nie było co z tym robić.

Klucza strzeże sekretarka

Mało kto wie, że prawdziwy gabinet wojewody znajduje się w pokoiku na zapleczu, w dawnej sypialni Ramlaua. Jest tu drugie, bardziej przytulne biurko. Bruski używa wyłącznie osobistego laptopa, który zabiera ze sobą, by popracować w domu. Obok stoi telewizor, włączony bez przerwy na TVN 24, na wszelki wypadek, by dziennikarze nie zaskoczyli go jakimś pytaniem o komentarz.

Bruski skasował odziedziczony po poprzednikach magnetowid i odtwarzacz płyt CD z aparaturą nagłaśniającą. Jedyny luksus to klimatyzacja, zainstalowana jeszcze za wojewody Rogackiego. Bruski nie kryje, że lubi chłód i latem często z niej korzysta.

Ma też do wyłącznego użytku jedną z dwóch mieszczących się na piętrze toalet. Klucza strzeże sekretarka. To zwyczaj panujący od niepamiętnych czasów, może nie tyle dla wygody wojewodów, ale w trosce o goszczących tu VIP-ów. Kiedyś w drugiej z toalet była też zamknięta na klucz kabina, zastrzeżona wyłącznie dla wicewojewodów, ale za czasów Romualda Kosieniaka została skasowana.

Paradoksalne , ale wśród pracowników urzędu można spotkać wcale niemało osób, które nigdfy jeszcze nie przestąpiły prógów tego gabinetu. Żona i dzieci wojewody były tu zaledwie kilka razy. Chcieli zwyczajnie zobaczyć jak tu wygląda, wyjątkowo pojawiają się z pilną sprawą do załatwienia.

Bruski zaczyna pracę punktualnie o godz. 8.00, do domu wraca ok. 19.00-20.00. Czasami, gdy nagromadzi się trochę zaległych papierów, przyjeżdża też w soboty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska