Mieć chore dziecko i nie mieć pieniędzy, żeby mu pomóc, to tragedia. Państwo Mrowcowie od siedmiu lat starają się robić wszystko, żeby ich syn stanął na nogi.
Przeczytaj także:Chory Adaś, syn nakielskiej sportsmenki będzie operowany. Musi jednak wytrwać jeszcze miesiąc
Jasiu urodził się w 31 tygodniu ciąży, ale jego mama nie dostała skierowania do poradni dla wcześniaków. - Gdyby te poduszki umiały mówić, to powiedziałyby, ile nocy mam przepłakanych - mówi mama Jasia, Angelina Mrowiec.
Najpierw 54 doby w szpitalu i nerwówka - raz dziecko jest podłączone do respiratora, a raz jest dobrze. - Ale kiedy wypisano go do domu, nie było tak źle - opowiada pani Angelina. - Lekarze mówili, że będzie się rozwijał normalnie. Już wyciągał ręce do chodzenia i nagle dostał ataku padaczki.
Okazało się, że nastąpił zanik kory mózgowej i Jasiu zaczął się cofać w rozwoju. Pojawiły się problemy z płynem mózgowo-rdzeniowym i coraz częstsze ataki.
Teraz chłopiec jest na etapie raczkowania, ale bardzo pomagają mu ćwiczenia wykonywane przez rehabilitantów w szpitalu wojskowym w Bydgoszczy. Widać, że bardzo się stara i chce wstać, ale nie może. Rodziców nie stać jednak na wyjazdy i rehabilitację.
- Jest prowadzona metodą Vojty - mówi Angelina Mrowiec, mama Jasia. - Widzę efekty. Jasiu stanął na nogi. Problem w tym, że nie może się na nich utrzymać. Potrzebuje ćwiczeń.
Pech chciał, że ojciec Jasia właśnie stracił pracę. - Nie byliśmy już na rehabilitacji dwa miesiące, bo nie mamy za co pojechać - mówi pani Angelina. - To jest 65 kilometrów w jedną stronę. Bliżej tej metody nikt nie stosuje. Ani w Sępólnie, ani w Nakle, ani w Mroczy.
Przydałby się też turnus rehabilitacyjny, ale kosztuje 2 tys. zł. Dla państwa Mrowców to ogromna suma. - Musimy prosić o pomoc, bo nie jesteśmy w stanie poradzić sobie sami - mówi pani Angelina. - Jesteśmy wdzięczni burmistrzowi, że dał nam pokój z kuchnią w Pęperzynie. Dzięki niemu mamy gdzie mieszkać i mamy blisko do drogi.
Dla chorego dziecka to ważne, bo Więcbork jest tylko 9 km od Pęperzyna i karetka może szybciej dojechać. Mama Jasia pozanosiła prośby o wsparcie do wszystkich zakładów pracy. - Byłam wszędzie - mówi. - Pomogli nam tylko Bank Spółdzielczy i nadleśnictwo.
Teraz z nadzieją obserwuje każdy odruch dający szansę na polepszenie stanu zdrowia dziecka. - Nasz mały łobuz zaczyna po swojemu mówić i uśmiecha się do dzieci - cieszy się pani Angelina. - Kiedy dobrze zareagował na dzieci, od razu poszedł do przedszkola. Teraz ma odroczenie ze szkoły i znów będzie chodził do sześciolatków. Pani Sylwia jest tylko dla niego i bardzo mu pomaga. Najważniejsze, że jest wśród dzieci. Jest chory, ale dla nas jest najważniejszy. Cieszę się, że go mam.
Państwo Mrowcowie liczą na wsparcie. Kto chce pomóc, może wpłacać pieniądze na konto: Bank Spółdzielczy, nr 97 8162 0003 0007 2140 2000 0010 z dopiskiem "Dla Jasia".
Liczy się każdy grosz.