Krystian nieśmiało wkroczył do naszej redakcji. - Na Placu Klasztornym znalazłem szopa - powiedział. Nie uwierzyliśmy. Przyniósł nam jego zdjęcie. - Znalazłem go na parkingu. Własnym oczom nie wierzyłem. Leżał spokojnie i patrzył na mnie. Pomyślałem, że to borsuk i zadzwoniłem po straż miejską. Nie dowierzali, ale przyjechali - opowiadał Krystian. Zrobił zdjęcie i porównał je z szopem znalezionym w internecie. Był identyczny. Szop trafił do schroniska.
Grzegorz Kruk, kierownik schroniska, potwierdził, że znalezione zwierzę to szop. - Lekarz zbadał naszego gościa, który okazał się zupełnie zdrowy. Nie chcieliśmy więc blokować boksu w schronisku i przewieźliśmy go do lasu - opowiadał. Nie miał pojęcia, skąd szop wziął się w samym centrum miasta. Podejrzewał, że ktoś go tu porzucił lub komuś uciekł. Nie wykluczał jednak, że przywędrował tu z pobliskich lasów.
Zaczęliśmy węszyć. Okazuje się, że szopy występują głównie w Ameryce Północnej. Łatwo się oswajają. Do Europy sprowadzono je w latach 30. XX wieku. Uciekinierzy z ferm w latach 50. założyli w niemieckich lasach pierwsze szopie rodziny. Niezwykle rzadko spotykano je w Polsce. Ale spotykano. Jednego z nich widziano nawet w okolicach Torunia.
Świeży uciekinier
Wokół Inowrocławia nie ma żadnej szopiej fermy. Pozostały więc jedynie dwie możliwości. Nasz szop uciekł komuś z domu lub przywędrował tu z daleka. Tamara Samsonowicz, kierownik Ogrodu Fauny Polskiej w Myślęcinku, z dużym smutkiem przyjęła informację o tym, że pracownicy schroniska wypuścili szopa do lasu. - Podejrzewam, że był to świeży uciekinier. W lesie może sobie nie poradzić - mówiła z żalem.
Przepojeni jej smutkiem raz jeszcze skontaktowaliśmy się z kierownikiem schroniska. - Dlaczego wypuściliście szopa do lasu? - pytaliśmy. Mieliśmy żal, że schronisko nie próbowało za naszym pośrednictwem dotrzeć do właściciela szopa. - Mamy zapchane schronisko. Nie było dla niego miejsca - usłyszeliśmy od kierownika, który po czasie nieśmiało dodał, że wcześniej niechcąco wprowadził nas w błąd. - Weterynarz powiedział mi, że to jednak nie był szop, ale jenot. Nie znam się na dzikich zwierzętach, a moi ludzie utrzymywali, że to szop - tłumaczył.
Jenot znaleziony w centrum nie jest już taką atrakcją jak szop. Myśliwi twierdzą bowiem, że jenotów w okolicznych lasach jest zatrzęsienie. Skontaktowaliśmy się z Rafałem Szydłowskim, weterynarzem, który badał naszego zwierzaka. - Na dwieście procent był to jenot. Świetnie przygotował się już na przyjście zimy. Nabrał sporej masy - mówił weterynarz. Okazuje się, że dla laików szop i jenot wyglądają niemal identycznie. Znawcy wskazują jednak podstawowe różnice. Jenot jest dużo masywniejszy. Ma zupełnie inne uzębienie. Nie pracuje też tak zawzięcie przednimi łapkami jak szop, który właśnie od tej czynności zyskał przydomek "pracza".
Rekordzista
Rafał Szydłowski zauważył jednak, że i jenot spotkany w centrum miasta jest sporą ciekawostką. - Dotąd tutaj nie przychodziły. Lisy zapędzały się daleko w miasto, ale nigdy aż tak daleko. Nasz szop... To znaczy nasz jenot jest więc rekordzistą Inowrocławia. Jeszcze nigdy dzikie zwierzę nie zaszyło się tak głęboko w miasto.