Pan Edward pochodzi z Kresów niedaleko Nowogródka, dziś Białoruś, a pani Janina też jest Kresowiaczką, ale z obecnej Ukrainy.
Pana Edwarda w wieku ośmiu lat Sowieci wywieźli na Sybir. - Tam się zahartowałem na ścisłej diecie i świeżym powietrzu, bo byłem tam sześć lat - wspomina. - W czerwcu z sierocińcem znalazłem się w Zbąszyniu i tam odnalazłem tatę, a 6 lipca 1946 roku przyjechaliśmy do Wysokiej Krajeńskiej tu gospodarowaliśmy.
Pani Janina po wojennej tułaczce trafiła z rodzicami do Sępólna. Tu pomagała w rodzinnym gospodarstwie i pracowała w przetwórni surowców wtórnych. - Pewnego dnia na polnej drodze natknąłem się na Janinę i tak mi się spodobała, że błyskiem był ślub - wspomina pan Edward. - I tak od 9 maja 1959 roku żyjemy razem już pół wieku.
Jubilaci nadal mieszkają w Wysokiej Krajeńskiej, choć gospodarstwa już nie mają. Mieszkają z córką Teresą, która jest pielęgniarka w Więcborku. Jubilaci wychowali też dwóch synów - Tadeusza, który jeździ za granicę na tirach, a także Jerzego - strażnika leśnego.
Doczekali się czterech wnuczek. - Ze zdrówkiem różnie bywa, bo po niełatwym życiu i ciężkiej pracy stawy dokuczają. Żona chodzi o kulach, ja narzekam na kolana. Nic to jednak, bo po syberyjskiej przygodzie niczego się nie boję - dodaje jubilat.