Pan Sławomir, 71 lat, mieszka na Kapuściskach w budynku zarządzanym przez ADM. Trzy pokoje zajmuje osiem osób: on, żona, bezrobotni syn z synową i ich czworo dzieci.
Operacja za operacją
Mężczyzna przez czterdzieści lat pracował w "Zachemie". Kiedy poszedł na emeryturę, zaczęły się problemy. - Żona przeszła cztery operacje, ja też zachorowałem - _opowiada pan Sławomir. - Syn i synowa stracili prace. Razem z żoną mamy 1500 złotych emerytur. Leki, które wystarczają na miesiąc, kosztują około 500 złotych. Na utrzymaniu mamy rodzinę syna. Za mieszkanie powinniśmy płacić 600 złotych. Od dwóch lat nie regulujemy rachunków, bo z czego?
Na jedzenie z trudem wystarcza. - _W dni powszednie najczęściej jemy chleb z margaryną. W niedzielę mamy ziemniaki z cebulą. Kartofli trochę jest. Zapożyczyliśmy się i kupiliśmy ich na całą zimę.
Pracownicy ADM proponowali zamianę lokalu. - Chcieli dać jeden pokój. Nie zgodziłem się. Osiem osób nie zmieści się w jednym pomieszczeniu - tłumaczy mężczyzna.
Czy to wyrok śmierci?
ADM skierowała sprawę do sądu. - Wyrok zapadł. To wyrok śmierci. Będziemy eksmitowani, ale najpierw mamy zapłacić ponad 11 tysięcy złotych z odsetkami - wyjaśnia pan Sławomir. - Poszedłbym do**pracy, bo ręce zdrowe, tylko nogi odmawiają posłuszeństwa. Ale gdzie mnie, starego chłopa, przyjmą?
- Zapadł wyrok, którego nie możemy zmienić - przyznaje Krzysztof Nurkiewicz z ADM. - Radzimy panu Sławomirowi wystosować do nas pismo, w którym opisze sytuację. U nas nie ma możliwości, żeby dłużnik odpracował dług. Być może jednak bezrobotny syn pana Sławomira dostanie pracę w firmie porządkowej, pracującej na zlecenie ADM.
Zadzwoniliśmy do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. - Niech pan Sławomir przyjdzie do ROPS na Kapuściskach - radzi Maria Oliver, zastępca dyrektora MOPS. - Pracownicy przejrzą dokumenty. Jest szansa, że rodzina dostanie dodatek mieszkaniowy.
Ile jest takich rodzin w Bydgoszczy? Jak bardzo musi dopiec bieda, by ludzie odrzucili w kąt dumę i przyszli prosić media o pomoc? Szkoda, że dopiero interwencja dziennikarzy sprawia, że urzędnicy: "przejrzą dokumenty". A co z oczami?
