https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kiedyś tu wrócimy

Maciej Ciemny
Wyjechali w poszukiwaniu dobrej pracy i życia na poziomie. Znaleźli to w Irlandii. Co stracili? Czego im brakuje? Kiedy wrócą?

Obaj mają po dwadzieścia kilka lat. Znają się od dawna. Paweł "Wasyl" Wasilewicz jest absolwentem liceum zarządzania informacją, Grzegorz "Gizmo" Giziński - technikum budowlanego w Grudziądzu.
Najpierw wyjechał ojciec Gizma. Miał tutaj pracę, ale w Irlandii dopiero odżył. Pracuje równie ciężko, ale wie za co. Nie dość, że sam sobie radzi, to jeszcze co miesiąc wysyła pieniądze rodzinie.

Wiatr i zimno

Dwa i pół roku temu "ściągnął" do siebie syna. - Na początku pracowałem na czarno, w firmie hydraulicznej. To zajęcie zgodne z moim wykształceniem, ale właściciel nie płacił w terminie, czasem trzeba było mu przypominać o reszcie. Wiedziałem, że jestem w stanie znaleźć lepszą pracę, dlatego w zawodzie wytrzymałem tylko trzy miesiące. Następnie przez pięć miesięcy robiłem przy betoniarce. Tu już kasa była naprawdę na poziomie, ale ciągle byłem, na wietrze, zimnie. Stale chorowałem, w efekcie zrezygnowałem. Kilka dni później zgłosiłem się do "McDonalda" i jestem tu do dziś - wspomina swe początki na obczyźnie Gizmo.

Karton na twarz

Droga Wasyla potoczyła się nieco inaczej. Z jednym, dłuższym powrotem. - Na początku pracowałem podobnie jak Gizmo, jako monter instalacji hydraulicznych. Głównie włazów. Nie była to robota ciężka, wystarczyło opanować technikę operowania kluczami i to wszystko. Jednak nie były to komfortowe warunki. Dopiero jak wiatr przywiał kiedyś szefowi karton na twarz, to puścił nas szybciej do domu. Zjechałem na urlop do Polski i zostałem na dłużej. Nie miałem sił, żeby wracać do kraju św. Patryka - opowiada Wasyl.

Nie w Polsce

Poszedł do "Polpaku". Osiem godzin dziennie, trzy zmiany. Czterdziestostopniowy upał, a oprócz przerwy na posiłek cały czas na nogach. Po miesiącu na koncie pojawiło się około tysiąca złotych. Po ośmiu tygodniach rezygnacja, z firmą rozstanie w zgodzie, ale nawet bez propozycji podwyżki. Zraziło go to tylko do "tyrania" w kraju. Właśnie Gizmo wrócił na urlop, więc po dwóch tygodniach lecieli już razem do Dublina. - Nie widziałem tu szans na godziwe zajęcie dla siebie. Teraz, jak Gizmo, pracuję w McDonaldzie i nie widzę powodów, dla których miałbym zmieniać pracę.
Mieszkają razem. W zeszłym roku do Gizma przyjechała dziewczyna, do Wasyla niedawno doszedł brat. Tworzą zgraną ekipę, wszyscy pracują w tym samym miejscu. Są dla siebie rodziną. W "McDonaldzie" dostają prawie najniższą stawkę krajową: 9,09 euro, ale pozwala to na dostatnie życie. Przede wszystkim pracują w cieple. Mają stałe godziny pracy i legalną pensję. Nie obawiają się choroby. Wiedzą, że są ubezpieczeni i w przyszłości mogą liczyć na emeryturę. Mieszkają w Castelbar, jest tam spore skupisko Polaków. W ich restauracji na stałe zatrudnionych jest około czterdziestu ludzi, z czego połowa to Polacy. - Zarabiamy około półtora tysiąca euro miesięcznie. Jakieś czterysta euro wynoszą nas opłaty za dom, na jedzenie wydajemy około dwustu. Moglibyśmy zaoszczędzić, ale nie chcemy cały czas jeść konserw. Kupujemy polskie produkty. Są one droższe, ale nie dość, że smaczniejsze, to przypominają dom. W ten sposób osiemset euro zostaje nam na przyjemności i oszczędzanie. Przecież kiedyś wrócimy do domu - zgodnie twierdzą Paweł z Grzechem.

"Ten tylko się dowie..."

Jak jest z tęsknotą? Ponoć najgorzej jest pół roku po przyjeździe. Na początku człowiek jest zainteresowany nową kulturą, środowiskiem, zwyczajami, ale gdy to wszystko się opatrzy... - Przychodzi czas na rozdzierającą tęsknotę. Zaczynają się blisko godzinne rozmowy przez telefon, na "skypie", klikanie na "gadu". Wracam do starych zdjęć. Nie tylko z rodziną, ale z kumplami. Z wakacji, z różnych imprez i wyjazdów. Godzinami wspominam czasy beztroski i bliskości - opowiada Paweł.
- Zaczyna się wtedy myśleć o kolejnym urlopie. Planuję, gdzie pojadę, z kim. Uśmiecham się na myśl, że zobaczę te ich "najukochańsze, niepowtarzalne mordy", że chociaż przez kilka tygodni wszystko będzie jak dawniej. A potem znowu lotnisko, samolot, powrót do rzeczywistości z burgerami i frytkami w tle - mówi Grzegorz.
Dlaczego nie wracają? Przecież nie tylko oni tęsknią. Tu zostały rodziny, przyjaciele. - Naprawdę, chcielibyśmy wrócić, ale na razie nie ma sensu, żeby "tyrać" za marny grosz. Na razie drożeją w Polsce tylko papierosy, dorównując do europejskich cen. Nikt nie troszczy się o to, żeby pensje stanęły na poziomie. Jedni są w kraju; żyją skromniej, ale z bliskimi. My na odwrót. Taki los, kiedyś wrócimy. Na pewno - kończą Gizmo z Wasylem.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

M
Marych
Wracajcie i to jak najnajszybciej..) Pozdro dla WAS
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska