Do mieszkania przy ul. Monte Cassino na początku listopada wprowadziła się 54-letnia malarka Wanda O. Zapowiedziała, że posiada kilka kotów. Następnego dnia zmieniła zamki. To zwiastowało pierwsze problemy państwa Krygierów, właścicieli lokalu. Mieszkają w domu tuż obok.
– Zgodziłem się na koty, ale miało być ich kilka, a nie kilkadziesiąt. I szybko zaczęło ich przybywać – opowiada Wiesław Krygier. Jego żona, Alicja, widywała po kilka kotów w każdym oknie mieszkania lokatorki. Hałasowały, co stało się uciążliwe dla mieszkającej pod malarką pani.
– Koty pani Wandy walczyły ze sobą, druga lokatorka bardzo się skarżyła – mówi właścicielka.
54-latka szybko przestała płacić czynsz. Tłumaczyła się m.in. problemami finansowymi. Jednocześnie smród z mieszkania pełnego kotów stawał się nie do zniesienia. Zwierzęta nie były wypuszczane na dwór. Drapały i gryzły drzwi, próbując się wydostać.
Bezradni wobec prawa
– Pewnego dnia ta pani po prostu powiedziała mi, że nie zamierza dalej płacić – wyjaśnia Wiesław Krygier. Po trzech miesiącach bez otrzymanego czynszu, mógł zerwać umowę z miesięcznym okresem wypowiedzenia.
– Lokatorkę chroniło prawo, musiałem czekać. Bez wyroku sądu nie mogłem wejść do lokalu siłą, choć jest mój. A sądowe postępowanie o eksmisję trwa co najmniej rok – załamuje ręce. Wiesław Krygier jest prawnikiem, ale był bezradny. Nawet gdy kobieta zapchała kanalizację, odmówiła komukolwiek wejścia do mieszkania.
Właściciele poprosili o interwencję Ekostraż. Edycie Bąk z organizacji udało się porozmawiać z lokatorką, obiecując pomoc i karmę dla zwierząt. Zapytała, ile kotów ma 54-latka.
– Powiedziała, że więcej, niż by chciała. Ale nie zgodziła się na ich zabranie – opowiada Edyta Bąk.
Malarka wraz ze swoją siostrą zaczęła wieczorami wywozić koty. Jak twierdzi sąsiadka, zabranych zwierząt było nawet około 30. Z końcem maja uciążliwa lokatorka się wyprowadziła. Właściciele mówią wprost – uciekła, zostawiając niemal 14 tys. zł długu i zniszczone mieszkanie.
Fetor nie do usunięcia
Gdy właściciele weszli do środka pierwszy raz od listopada, byli w ogromnym szoku. Od smrodu kociej uryny nie dało się oddychać. Wykładziny, meble, a nawet blaty i parkiety były przesiąknięte moczem. Trzeba było zerwać podłogi, tynki, wyrzucić firany, lodówkę klejącą się od nieczystości. Byliśmy w środku dwa tygodnie po tym zdarzeniu i fetor nadal był duszący – mimo interwencji firmy zajmującej się usuwaniem uciążliwych zapachów i zaawansowanego remontu lokalu. Straty właścicieli wyniosą około 10-15 tys. zł.
Podczas oddawania kluczy obecna była siostra lokatorki. Właściciele chcieli jednak, by mieszkanie zdała sama malarka. Tymczasem ta, nie podając innego adresu, wyjechała.
Udało nam się porozmawiać z jej siostrą. Jak twierdzi, lokatorka nie uciekła z mieszkania, tylko opuściła je zgodnie z prośbą właścicieli. Jak przyznaje kobieta, jej siostra ma pewne problemy ze sobą. Nie chce jednak szeroko komentować sprawy i prosi o wyrozumiałość. Zapewnia, że koty były dobrze traktowane, było ich niecałe 30 i trafiły do dobrych domów zastępczych. Sama zajęła się ich rozdysponowaniem.
Kobieta zdecydowanie zaprzecza, by jej siostra miała coś wspólnego z zaginięciami kotów na Sępolnie, do których dochodziło w ostatnich miesiącach. Takie podejrzenia pojawiły się w związku z tą sprawą. Ale siostra lokatorki to dementuje – podobno koty rozmnażały się w domu i nie były zbierane z ulicy. Odmawia też odpowiedzi na pytanie, gdzie jest teraz jej siostra. Telefon malarki z kolei nie odpowiada.
Wiesław Krygier złożył dwa zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa: w sprawie zniszczenia mienia i wyłudzeń. Jego zdaniem, lokatorka działała z premedytacją nie płacąc czynszu. Siostra kobiety zapewnia, że w grę nie wchodziły złe intencje.
– Chciałbym, by inni nie popełnili tego błędu co ja. Należy podpisywać umowy na tzw. najem okazjonalny, co daje właścicielom dużo większe możliwości egzekucji – przestrzega Wiesław Krygier. Najem okazjonalny ułatwia wyrzucenie niechcianego lokatora i nie chroni go od eksmisji w okresie zimy – tak jak przy tradycyjnym najmie.