https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kłopot z sierściakami

Iza Wodzińska Fot. Szymon Kiżuk
Parking przy ul. Legionów.
Parking przy ul. Legionów.
Pracownicy parkingu przy Legionów dokarmiali latem bezdomną kotkę, dziś mają na utrzymaniu dziewięć kotów i kociąt. - Rozmnażająca się bez kontroli kocia populacja to w mieście duży problem - twierdzą działacze toruńskiego Animals.

     - Dziewięć to jeszcze nie kłopot. Ale boimy się, że wiosną będzie ich dwadzieścia. Co wtedy? - mówił w środę "Pomorskiej" jeden parkingowych dozorców. Czy właściciele tego miejsca nie zechcą się pozbyć zwierząt w mniej lub bardziej humanitarny sposób?
     Zapanować nad rozrodem
     
- Bezpańskich kotów jest w mieście za dużo. Najlepiej byłoby usypiać je, jak tylko się urodzą. Maleńkie dzikie koty chorują, cierpią, zarażają inne. I tak trudno im się uchować przy życiu - mówi pracownica miejskiego schroniska dla zwierząt. Schronisko nie pomoże kotom z parkingu, bo nie może - samo ma już 70 własnych, pieniądze na karmę się skończyły.
     - Dzikie koty się zresztą do schroniska nie nadają. Źle znoszą uwięzienie, więc taki pobyt się często źle dla nich kończy - tłumaczy Eugeniusz Marcinkowski, toruński działacz Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals. Potwierdza obawy dozorców, że jeśli nie zapanują nad kocim rozrodem, mogą mieć za kilka miesięcy watahę, która zniszczy trawniki na sąsiednich posesjach, co niechybnie skończy się serią konfliktów. - Karmicielka kotów na Wrzosach dochowała się w ciągu roku 34 nowych kociaków. To musi wywoływać konflikty, zwłaszcza w blokowiskach, bo jedna pani karmi, a druga sobie nie życzy. Gospodarze domów na Skarpie zabronili dokarmiania kotów w związku z ptasią grypą. To oczywiście bzdura! - opowiada.
     "Animalsi" próbują ograniczać bezładne rozmnażanie się bezdomnych zwierzaków, prowadząc ich sterylizację lub dodając kotkom do pożywienia "ludzkie" środki antykoncepcyjne.**- Ale jest koniec roku i wydaliśmy już wszystkie pieniądze - rozkłada ręce Eugeniusz Marcinkowski. Doradza, żeby zainteresowani sami zawieźli koty do weterynarza - ale zabieg sterylizacyjny kosztuje 120-200 zł - albo kupili dla nich pigułki (najtańsze kosztują ok. 10 zł, wystarczy aplikować je raz w tygodniu, ale trzeba mieć na nie receptę).
     
Ci bezmyślni ludzie
     **- Sama dokarmiam koty. Lądują na ulicy, bo ludzie bezmyślnie rozmnażają je w domu, a potem wyrzucają. Zresztą nie tylko koty. Znajdowaliśmy porzucone chomiki, świnki morskie - mówi inna działaczka Animals Ewa Włodkowska. Ale na pomoc "sierściakom" z Legionów zdecydowała się natychmiast. - Jutro tam pojadę. Zajmiemy się ich sterylizacją, a może uda się oddać je do adopcji na wsi - zapewniła.
     Problem rosnącej, dzikiej kociej populacji zauważył też magistrat, który jeszcze w tym roku sfinansuje 100 zabiegów sterylizacyjnych. Na razie czeka na cenowe oferty gabinetów weterynaryjnych.
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska