Przed wojną w tym miejscu znajdowała się fabryka koniaków Antoniego Kaźmierskiego, ale butelka pamięta jeszcze wcześniejsze czasy. O degustacji nie ma mowy, skarb jest zbyt cenny i pozostanie na razie eksponatem.
Jak można dowiedzieć się z załączonego listu w języku niemieckim, który posiada m.in. znaki wodne, koniak został schowany przez personel firmy Hermana Berenta, właściciela Pierwszej Wschodnioniemieckiej Parowo-Winnej Gorzelni.
W liście, który "Pomorska" zobaczyła jako pierwsza, można m.in. przeczytać "My pozwalamy znalazcy tego dokumentu zabrać butelkę koniaku, która mu dobrze służyć będzie".
Ciekawostką jest również .... kolorowy cennik, w którym widnieją ceny i asortyment gorzelni. - Listy i dokumenty znajdowały się w butelkach, zachowały się świetnie, są niezniszczone - mówi "Pomorskiej" Adam Czerniejewski, który dokonał odkrycia.
Zdziwiony i zadowolony ze znaleziska jest również właściciel restauracji "Dragon" Thuy Trand Dinh, który kupił budynek po "Społem". - Ja się tego nie spodziewałem - śmieje się. - Koniak będzie stał na honorowym miejscu w tym lokalu, chyba że zjawi się np. jakiś Niemiec i zaproponuje kilka tysięcy euro za tę butelkę. Wtedy się zastanowię.
