Tak się jakoś dziwnie porobiło, że już nawet o Unii Europejskiej lepiej w towarzystwie się nie wypowiadać, bo natychmiast zakwalifikują cię albo jako euroidiotę, albo jako ciemnogrodzianina.
Tymczasem w Brukseli sprawy przyspieszyły jak w niemym kinie. I jak w niemym kinie pianista gra, a ludzie tylko po melodii mogą domyślić się intencji aktorów. Najpierw zapowiedź kontroli wszelkich treści w komunikatorach pod szlachetnym pretekstem walki z wykorzystywaniem seksualnym dzieci. Teraz decyzja o zaprzestaniu produkcji samochodów spalinowych od 2035 roku. Z kolei od 2029 roku obowiązywać ma w całej Unii zakaz sprzedaży pieców gazowych. Ale to jeszcze nie koniec festiwalu - od 2026 roku co najmniej 40 proc. stanowisk dyrektorów niewykonawczych lub 33 proc. wszystkich stanowisk dyrektorskich w spółkach giełdowych mają stanowić kobiety. Albo kara.
Z udziałem kobiet w zarządach Polska ma najmniejszy problem w Europie, bo dzieli wraz z Łotwą pierwsze miejsce w rankingu udyrektorowieniu kobiet. Oczami wyobraźni widzę jednak te spółki metalurgiczne, stoczniowe czy ochroniarskie, które na gwałt wypełniają europejskie normy.
Natomiast utrzymywanie (a ten proces zacznie się za 7 lat!) gigantycznej sieci gazowniczej tylko po to, aby upiec ciasto i zaparzyć herbatę (dopóki i to nie będzie zabronione) jakoś w głowie mi się nie mieści. Chyba jeszcze informacje o pomysłach ze szklanych pałaców w Brukseli nie dotarły do polskich gmin, które trzy dekady mozolnie, kosztem ogromnych pieniędzy, gazyfikowały kraj. Chyba nie uwierzyli, że to wszystko dzieje się na serio mieszkańcy wsi i miast. A powinni, bo gdy za kilka lat pojadą do sklepu po nowy piec gazowy, sprzedawca zaproponuje im alternatywę - najtańszą pompę ciepła za 20 tys. zł.
No i na koniec wisienka – za 13 lat definitywny zakaz sprzedaży samochodów spalinowych. Oczami wyobraźni widzę to tak: w 2035 roku mieszkaniec Wietrzychowic (powiat Izbica Kujawska) kupuje „elektryka” wyprodukowanego w 2022, bo przecież na nowszy go nie stać. O świcie jedzie odwieźć córkę na pociąg do Włocławka i ledwo wraca, bo bateria dogorywa. Ale po południu ma jeszcze wizytę u lekarza w Toruniu. I co? Że autobusem? Wolne żarty.
Uszczypnijcie mnie, bo nie wierzę, że to się dzieje naprawdę.
