Na jednej z ferm na terenie powiatu kartuskiego (woj. pomorskie) potwierdzono pierwszy w Polsce przypadek zakażenia koronawirusem u zwierząt futerkowych. Mowa o norkach. Resort rolnictwa, w oficjalnym komunikacie wskazał, że zwierzęta te stały się „niebezpiecznym rezerwuarem i wektorem SARS-CoV-2 dla ludzi”.
Osoby zajmujące się fermą, zostały objęte kwarantanną. Co ze zwierzętami?
- Lekarz Weterynarii w Kartuzach niezwłocznie przeprowadził dochodzenie epizootyczne, w wyniku którego podjął decyzję nakazującą ubój zwierząt. W dochodzeniu epizootycznym ustalono, że w ognisku choroby znajdowało się 5 845 sztuk norek - poinformował Wojewódzki Inspektorat Weterynarii w Gdańsku.
Decyzja o wybiciu przeraziła branżę futrzarską - przepisy nie przewidują bowiem odszkodowań za norki wybite w związku z epidemią COVID-19.
Interesów hodowcy broni Szczepan Wójcik, jeden z liderów branży futrzarskiej w naszym kraju. Przypomnijmy, medialnie zasłynął on podczas walki z tzw. piątką dla zwierząt - propozycją zmian w przepisach dotyczących ochrony zwierząt (projekt ustawy zapowiadał Jarosław Kaczyński).
Do sytuacji na Pomorzu, Wójcik nawiązał na Twiterze: - Państwo polskie zamierza wywłaszczyć polskich obywateli z ich własności. Dzieje się to dziś, w XXI wieku.
W innym komentarzu stwierdził „Wieś to zapamięta”.
Całą sprawę skomentował też w, oficjalnym oświadczeniu, Związek Polski Przemysł Futrzarski: - Rozporządzenia przygotowane przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi w grudniu 2020 roku, zostały sformułowane w ten sposób, aby rolnicy na fermach w których stwierdzono występowanie zakażonych zwierząt, nie mogli w świetle prawa, otrzymać żadnych odszkodowań za utraconą własność.
Przypomnijmy, że pod koniec listopada naukowcy z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego i Uniwersytetu Gdańskiego potwierdzili zakażenie SARS-CoV-2 u ośmiu norek w woj. pomorskim. Fermę zamknięto i objęto wzmożoną kontrolą. Zakażenia nie potwierdziły jednak późniejsze badania, które zostały przeprowadzone na zlecenie resortu rolnictwa.
