Rzadko zdarza się w lidze kobiet mecz tak widowiskowy dla oka kibica. Ani razu jeszcze w tym sezonie jedna drużyna nie zdobyła tylu punktów, łączny wynik Energi i ŁKS jest także wyjątkowy. Obie drużyny do kosza trafiły 62 razy, czyli średnio 1,5 akcji na minutę było skutecznych. Dla gospodyń nie atak był jednak w tym meczu najważniejszy, ale obrona, a zwłaszcza mocny pressing od połowy boiska. Testy były skuteczne: łodzianki trafiły zaledwie 12 razy za 2 pkt, a swoją zdobycz ratowały "trójkami" z niekiedy ośmiu, dziewięciu metrów.
Lekarz był potrzebny
Trener Elmedin Omanić podkreślał po meczu, że najbardziej zależało mu na zakończeniu spotkania w pełnym składzie, bez żadnej kontuzji. Idealnie pod tym względem nie było, ale na szczęście żadna z jego podopiecznych nie ucierpiała poważnie. Lizanne Murphy w ogóle nie pojawiła się na parkiecie, bo narzeka na drobny uraz stopy.
- Agata Gajda musiała pojechać do lekarza, ale ma tylko rozciętą wargę. Drobnego urazu kolana doznała też w jednej z kontr Veronika Bortelova. Na dodatek także Magdalenie Radwan "uciekło" kolano w pewnym momencie. Liczę jednak, że będzie wszystko w porządku - podkreśla szkoleniowiec.
"Katarzynki" mają teraz dwa tygodnie czasu na przygotowania do najważniejszego meczu rundy rewanżowej. Za dwa tygodnie zmierzą się na wyjeździe z Lotosem Gdynia i prawdopodobnie ten pojedynek rozstrzygnie o miejscu Energi po rundzie zasadniczej. Zwycięstwo bardzo zbliży nasz zespół do czwartej lokaty, porażka prawdopodobnie skaże go na szóste miejsce.
Czytaj e-wydanie »