Remisiewicz od ponad 20 lat prowadzi firmę, zajmującą się m.in. sprzedażą nawozów. W 2015 roku rolnictwo zmagało się z klęską suszy, w konsekwencji której już jesienią powstało ogromne zapotrzebowanie na siano. Choć jego firma nie posiadała go w regularnej sprzedaży, postanowiła odpowiedzieć na prośby rolników i pośredniczyć w jego zakupie.
Dokonano 100 proc. przedpłat na siano w balotach owiniętych siatką i sznurkiem. Siano miało być paszą dla zwierząt. Jednak towar, który przyjechał aż znad morza nie nadawał się do niczego.
Rzeczoznawca z zakresu rolnictwa stwierdził, że skład botaniczny nie odpowiadał jakości typowego siana, co więcej stwarzał zagrożenie dla zdrowia ludzi i zwierząt oraz bezpieczeństwa żywności. Prawdopodobnie siano zostało źle zabezpieczone po zbelowaniu, zamokło i rozpoczął się proces gnilny. Ze względu na pleśń i obecność toksyn nie można było stosować go ani jako paszy, ani nawet jako ściółki.
Strona sprzedająca nie uznała jednak reklamacji, więc Remisiewicz postanowił wejść na drogę sądową, która wczoraj miała swój finał. Sprzedawca z Warszawy podczas rozprawy twardo trzymał się tego, że jego towar był dobrej jakości. Odmówił komentarza przed wydaniem wyroku, bo – jak tłumaczy – wykonuje zawód zaufania publicznego.
– Rolnicy nie mają czasu i pieniędzy na takie dwuletnie udowadnianie racji – wyznaje Zdzisław Łuba, przewodniczący rady powiatowej Podlaskiej Izby Rolniczej w Łomży .
W tym roku w życie weszła ustawa, która już od lutego zobowiązuje rolników do zawierania pisemnych umów, w których zawarta jest tzw. klauzula dobrej jakości.
– To bardzo ważny przepis, dlatego zachęcam wszystkich rolników do korzystania z niego – mówi Zdzisław Łuba.
Odczytanie wyroku nastąpi dopiero za 14 dni – 20 czerwca br.
Joanna Bajkiewicz