Już od dziecka Zdzisława Klima fascynowały jachty, okręty i wszystko co pływa. Wokół podżnińskiego Rogowa, gdzie mieszkał, jest mnóstwo jezior. Miał więc gdzie testować swoje pierwsze modele pływające. Na początku tworzył prymitywne łódki z kory i z drewna. Pływał na tratwach robionych z pałki wodnej, na czółnach rybackich, które na czas pływania "podwędził", a nawet na deskach szerokości pół metra i długości czterech metrów.
Trochę romantyzmu
Swoje dziecięce pasje mógł przeradzać w zawód tylko w gdańskim "Conradinum", czyli jedynym w Polsce Technikum Budowy Okrętów. Jego pierwsze podanie zostało odrzucone. Za drugim razem się powiodło. Zaczęła się jego przygoda z żeglarstwem i modelarstwem okrętowym. W ciągu pięciu lat stworzył kilkanaście modeli pływających. Rzadko miał okazję wypłynąć w prawdziwe rejsy. Wykorzystywano go głównie do konserwowania i skrobania łodzi. Zniechęcił się więc do żeglowania. Miał okazję również zasmakować pracy w Stoczni Gdańskiej. - Jak zobaczyłem w jakich warunkach się tam pracuje, to stwierdziłem, że to nie jest praca dla mnie. 10 tysięcy ton stali. Praca na ósmym piętrze w przeciągach, w listopadzie i grudniu. To nie ma nic wspólnego z romantyzmem. Mnie bardziej interesowała budowa jachtów - _opowiada.
Szansa na pracę przy budowie jachtów się nie pojawiła. Wrócił do Rogowa. Myślał, że na krótko, że jeszcze wróci nad morze. Nie wrócił. Zakrólowała proza życia codziennego. Praca, dom, rodzina, praca, dom, rodzina i tak w kółko. - _W życiu nie bardzo mi się wiodło. To dziecko było chore, to żona chora. Nie było czasu na żeglarstwo. _Marzenia zostały zepchnięte na dalszy plan. A o czym marzył. Gdy za biurkiem biura projektowego w żnińskim "Spomaszu", gdzie pracował ponad 30 lat, zamyślał się na chwilę, widział, jak buduje swój jacht, cały biały jak łabędź. Tych chwil by się w jego życiu trochę uzbierało.
Pracował przy projektowaniu kuchni polowych, a więc w dziedzinie, która niewiele miała wspólnego z jachtami. Przez jakiś czas obserwował poczynania ludzi prowadzących w Rogowie klub żeglarski. Miał też kontakty z klubem żeglarskim w Żninie. Były one jednak rzadkie, rzadsze niż by chciał. Czytywał "Żagle", książki żeglarskie, przeglądał plany kadłubów statków. To był jego jedyny związek z żeglarstwem.
Mnóstwo czasu
Dwa tygodnie przed sprywatyzowaniem zakładu odszedł na zasiłek przedemerytalny. Nagle pojawił się czas, mnóstwo wolnego czasu. - _Wokół mnie zrobiło się pusto. Nie wiedziałem, co z sobą począć. Wreszcie postanowiłem, że zrealizuję marzenie swojego życia, zbuduję jacht. _W głowie miał już go od kilkudziesięciu lat. Teraz przyszedł czas na budowę.
Najpierw powstał rysunek, później model jachtu. Powoli zaczął zbierać materiały, trochę modrzewia, dębu. Teraz pracuje nad kadłubem. Zanim zaczął dłubać w drzewie, na kolanach w garażu przez dwa tygodnie kreślił linie teoretyczne. - _Moją ambicją jest zbudować dobry jacht. I ten jacht będzie dobry. _Zwoduje go najprawdopodobniej za dwa lata. Wbrew pozorom nie wyruszy w rejs życia. Bo nie to jest jego marzeniem. - Jestem konstruktorem, a nie marynarzem - powiada. Przystąpi do pracy nad następnym jachtem.
To, że nie jest marynarzem, nie znaczy, iż jego jacht będzie stał w garażu lub kotwiczył na Jeziorze Rogowskim. - _Dla mnie starego pływanie po jeziorach rogowskich zupełnie wystarczy. Nie będę musiał się pchać na Mazury. Nie muszę szukać wielkich wód, by mieć satysfakcje z pływania. _Może, gdy wójt Rogowa i radni zobaczą go na wodzie, chwycą bakcyla. Już kiedyś ich przekonywał. Przybył na sesję z modelem swojego jachtu i mówił o szansie, jaką dla Rogowa może być turystyka wodna. - _Wokół Rogowa jest kilkanaście jezior. Teren jest dziewiczy. Nic tu się nie dzieje. _S_ą tu warunki do stworzenia turystyki wypoczynkowej, rekreacyjnej. Wszyscy mówią o Mazurach, a przecież jest jeszcze nasze Pojezierze Gnieźnieńskie. Dla wójta jednak najważniejsza jest kanalizacja, drogi i gaz. Natomiast budowa przystani i pomostów spychana jest na dalszy plan.
**_Cygnus 640
Z pływającymi po jeziorach jest jak z samochodziarzami. - Jak ktoś jeździ mercedesem, to jest kimś. Więc jak ktoś na Mazurach pływa salonką, jest osobistością. A jak są traktowani żeglarze, którzy pływają własnoręcznie wykonanymi jachtami? - Ludzie raczej nie dowierzają, że ktoś tym się zajmuje. Dziś niewiele osób samodzielnie robi jachty. Nie ma żadnej bazy szkoleniowej. Kiedyś taką bazą były modelarnie. Ktoś, kto bawił się modelarstwem żaglowym lub okrętowym, ma podstawy, by tym się zajmować. Ja się bawiłem.
_Pan Zdzisław ma już nazwę dla swojego jachtu - Cygnus 640. Cygnus to z łaciny łabędź.
Łabędzi śpiew
Tekst i fot. Dariusz Nawrocki

Model jachtu jest już gotowy. Teraz - ciężka praca nad kadłubem prawdziwego jachtu.
- Niektórzy mówią, że jak się pracuje 30 lat, to teraz trzeba odpocząć. A ja na odpoczynek będę miał czas na cmentarzu - żartuje. Dopiero na emeryturze realizuje marzenie swojego życia. Buduje jacht.