Pan Kazimierz z Grudziądza (nazwisko do wiadomości red.) wybrał się na bezpłatne badanie słuchu. - Zauważyłem ogłoszenie i postanowiłem skorzystać - opowiada.
A po kilku dniach od wizyty mężczyzna dostał pismo, z którego wynikało, że taki aparat jest mu niezbędny. - Na kwitku była niewyraźna pieczątką lekarza - wyjaśnia pan Kazimierz. - Zdziwiłem się, bo żaden lekarz mnie nie badał, ale skoro stwierdzono wadę, to nie chciałem zwlekać.
Natychmiast poszedł do Kujawsko-Pomorskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, dostał zgodę na refundację i wrócił do firmy, w której wcześniej zbadano mu słuch. - Uznałem, że skoro tam zauważono wadę, to najlepiej dobiorą mi dobry aparat - tłumaczy mężczyzna.
Przeczytaj także: Zarzut dla lekarza z Grudziądza - poświadczał nieprawdę. Naciągnął NFZ na 40 tys. zł
Większość płaci pacjent
Sprzęt, na który zdecydował się pacjent kosztował ponad dwa tysiące złotych. Czyli i tak stosunkowo niewiele, ponieważ cena aparatów słuchowych sięga obecnie nawet 8-10 tys. zł. NFZ zwraca tylko część tej kwoty. Dodajmy - niewielką, bo zaledwie 610 zł. Resztę pacjent musi pokryć z własnej kieszeni. W przypadku pana Kazimierza było to ponad 1,4 tys. zł.
Ale okazuje się, że nasz Czytelnik jest jednym z 64 pacjentów, którzy też zbadali słuch w tej samej firmie. I którzy również po kilku dniach otrzymali informację o konieczności zakupu aparatu słuchowego.
- W połowie ubiegłego roku doszliśmy do wniosku, że jeden z lekarzy z Grudziądza wystawia rekordową wręcz liczbę zleceń na aparaty słuchowe - wskazuje Jan Raszeja, rzecznik prasowy Kujawsko-Pomorskiego Oddziału NFZ. - Nabraliśmy podejrzeń.
Fundusz wysłał do wybranych pacjentów ankiety z pytaniem, jak służy im aparat oraz jakie badania wykonał specjalista. I właśnie wtedy wyszło na jaw, że chorzy nie widzieli lekarza na oczy. Niedobór słuchu stwierdzano u nich na podstawie prostych badań wykonanych przez pracowniczki firmy sprzedającej aparaty. Tymczasem zasadność noszenia aparatu wynika z tak zwanego audiogramu. Co więcej - decyduje o tym lekarz. - Zlecenia nie były udokumentowane badaniami specjalistycznymi - mówi Jan Raszeja.
Lekarz chciał zarobić
Po sygnale z NFZ sprawą zajął się wydział do walki z korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. Z ustaleń śledczych wynika jasno, że działania lekarza nastawione były na zysk. - Poświadczał nieprawdę, co do badania pacjentów i ich stanu zdrowia we wnioskach składanych do NFZ - informuje Monika Chlebicz, rzecznik prasowy kujawsko-pomorskiej policji.
Medyk naraził fundusz na straty w wysokości ponad 40 tys. zł. Ile stracili pacjenci? Tego jeszcze nie wiadomo. - Postępowanie w tej sprawie trwa - wskazuje Agnieszka Reniecka, zastępca prokuratora rejonowego w Grudziądzu. Zasłaniając się dobrem śledztwa nie ujawnia nazwy firmy i danych lekarza.
W minioną środę lekarz został przesłuchany. Postawiono mu zarzut popełnienia przestępstwa poświadczenia nieprawdy w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Dwie pracowniczki firmy sprzedającej aparaty słuchowe usłyszały zarzut pomocnictwa w tym przestępstwie. Grozi im osiem lat więzienia.